wtorek, 23 września 2014

Rozdział 1 - opowiadanie nr. 2

Weronika zauważyła mojego chrupka z wąsami. Albo to raczej płatek, ale taka kulka...
Paczajta, to jeszcze za czasów Weroniki było pisane!
Teraz siedzi obok i żre kisiel... ;_;
Zapraszam do czytania!
_____________________________________


,,Gdzie jest moje mleko?!"


Podczas nieobecności rodziców, wszystkie dzieci zebrały się w Hellhouse'ie. Jak przystało na dobrego gospodarza Andrew McKagan nie zrobił herbatki swym gościom. Pomimo tego, że nie jest on najstarszy (a może jest?) został gospodarzem, ponieważ jako pierwszy przyszedł mi do głowy. 

 Wszyscy zasiedli w salonie, który po dwudziestu latach wyglądał jak wyglądał. Czyli, że przypominał trochę śmietnik, w którym każdego dnia na siłę Erin próbowała sprzątać. 
- Wiecie, że dzisiaj jest ten bal? - zapytała Invicta.
- Jaki bal?! - ludzie obecni w pomieszczeniu zrobili wielkie oczy.
- No szkolny. - odparła.
- You' re my angel. Come and save me tonight... - śpiewał Andrew niosąc herbatę, którą jednak zrobił. <moja ukochana piosenka - Wićka> <Nie wiem... Nie wiem... - Wera>
- W takim razie musimy się szykować, no. Andrew nie rób herbatki tylko przyśpieszaj dupę. - pośpieszył kolegę Kirk.
I tak wszyscy polecieli do swoich pokoi, a Ci którzy tu nie mieszkali pojechali do swoich domów. Oczywiście każdy w inny sposób. Kirk Jackson na motorze, April odwiózł Bob swoim rozpadającym się samochodem, Paul, Sebastiana i Jagoda poszli z buta, bo mieszkali na przeciwko (choć trochę się awanturowali, że chcą, aby ktoś ich podwiózł), a reszta pojechała samochodami, których nie mieli.


W Tym czasie u Gunsów...



- Axl, widziałeś gdzieś moje buty? - na tyłach autokaru Erin przegrzebywała wszystkie walizki. - Co?!

Rudy w tym czasie prowadził samochód. No a jakże. Miał na sobie czerwoną czapkę z daszkiem, koszulkę w kratę, gacie (a czego się spodziewaliście?) i swoje ultra-ekstra adidasy ze swoim imieniem. 
- Nieee!!! - wykrzyknął na cały autokar, za co dostał w łeb z zagubionego buta żony. A tak dobrego cela miał Izzy. - Taaak!!!
- To w końcu tak, czy nie?! - zapytała zniecierpliwiona Rose.
- No tak! - odparł.
- Nie drzyj się rudzielcu! Ja tu próbuję spać! - krzyknął Stradlin.
Jego żona, jakże zacna Barbara spojrzała na niego ze zdziwieniem. Brunet odwrócił głowę w jej stronę i rzucił w nią kaczuszką o imieniu Dolores.
- Jeff, jest piętnasta w południe. - oznajmiła mu żona.
- No i...? - spytał. - Odsypiam. I oddaj Dolores.
- Sam nią we mnie rzuciłeś, więc rusz dupę i se przynieś... Po czym ty odsypiasz? - zapytała brunetka podnosząc z ziemi żółtą kaczuszkę. A miała mu jej nie podawać... Oddała ją mężowi i spojrzała na niego pytająco. 
- Po nocy. - oznajmił.
Z drugiego końca autokaru odezwał się Slash:
- Co wy robiliście w nocy?! I ja nie słyszałem?! Było trzeba mnie zawołać! 
- Whatever. - podsumował rytmiczny i po naciągnięciu poduszki na głowę, poszedł spać.
Barbara wywróciła oczami i ruszyła w kierunku Mandy. Szła sobie spokojnie, aż tu nagle prawie, że by głowę straciła! Koło jej zacnej (tak jak ona cała) główki przeleciał but Erin, którego wyrzucił Axl. Sandał poleciał z wielką prędkością w kierunku żony wokalisty i walnął ją w tyłek.
 Szatynka odwróciła się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy w stronę męża, ale po chwili zamieniło się to w żądze mordu.
- Ja to mam jednak cela. - powiedział rudy i z uśmiechem powrócił do kierowania.


W tym czasie u dzieci...



- Nie, ja włożę tą sukienkę. Ty nie możesz włożyć tej sukienki! - w sklepie darła mordę Madonna.

- Niby czemu? - zapytała Amanda.
- Bo ja ją wło... Albo nie, weź se ją. Ja idę po tamtą. - odparła i ruszyła w kierunku wieszaków.
Nagle do pomieszczenia sklepowego wpadł jak błyskawica Paul, syn Bacha. Był ubrany tylko w niebieskie bokserki, a w ręku trzymał dwie pary spodni. Jedną czarną, gładką, a drugą w ledwo widoczne paski.
 Na ten widok młoda Tempest wykrzywiła twarz w grymasie obrzydzenia.
- Dziewczyny, pomóżcie mi! Nie wiem, które włożyć. - powiedział. - Chłopacy oznajmili mi, że nie chcą mnie oglądać w samych gaciach, bo podobno mam owłosione nogi.
- Ja i tak już wychodzę. - powiedziała Madonna zabierając sukienkę i podchodząc do kasy.
- Biegłeś w tych gaciach przez całe miasto? Tylko w gaciach?! - wykrzyknęła Amanda.
- Ta i owszem. - odpowiedział chłopak i na luzie wyszedł ze sklepu puszczając jednocześnie oczko do kasjerki.


Później...



Kiedy już Paul wybrał sobie spodnie i kiedy dziewczyny były gotowe, wszyscy postanowili, że jest to już pora, aby wybrać się na szkolny bal. Młodociany przestępca, zwany inaczej Andrew McKagan podszedł do wybranki serca swego, czyli Madonny Tempest.

- Madziu - zaczął. - No, bo wiesz... dzisiaj jest bal... I idziemy na niego...
- Niech ci będzie. - odparła dziewczyna machając niedbale ręką.
Ucieszony potomek Duffa i Mandy wyskoczył w powietrze, i miał zamiar poszybować w kosmos gdyby nie żyrandol, w który walnął głową.
- Andrew, to nowy żyrandol! Nie niszcz go, wiesz ile czasu matka wybierała taki oldskulowy?! - krzyknął swym MĘSKIM głosem Michael. 


U rodziców...



- Coś czuję, że ktoś powiedział do mojej córki "Madziu". I to na dodatek chłop! - krzyknął Joey, którego instynkt ojcowski, bądź kobiecy - nikt tego nie wiedział - nigdy nie zawodził. 

- O Jezus, znowu? - zapytała Weronika znudzonym tonem.
- Jakie "znowu"? Ja się tu o nią martwię, kotku-psotku. - odparł i otworzył lodówkę.
Tam zaczął rozglądać się za swym mlekiem, którego nie było. Teraz nadejdzie apokalipsa...
 Tempest odwrócił się w stronę żony z morderczym spojrzeniem. Jego twarz stała się czerwona, a oczy prawie, że wystrzeliły. W końcu nie wytrzymał i krzyknął na cały Europe'owski autokar.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! MICK, IAN, LEVEN, NORUM, JEŁOPY!!! - wydarł się. - GDZIE MOJE MLEKO?!?!?!
Zaraz obok przed nim pojawili się koledzy z zespołu. Wszyscy mieli w oczach przerażenie. Nagle blondyn wyjął z kieszeni postrach Wszechświata, czyli...
- A! Dolores! - wyrwało się Mic'owi.


W tym czasie u Gunsów...



Izzy przekręcił się na drugi bok i zorientował się, że jego kaczuszki nie ma przy nim...
_________________________________________

I to koniec, bo nie chcę mi się dalej pisać. Tada... 
Mam pomysł na jakieś fajne-dziwne opowaidanie, ale Ty będziesz musiała mi pomóc!
Ale ja odeszłam. Czy Ty nie rozumiesz co oznacza 'odejść'?!
To czemu tu nadal jesteś, Weroniko?
Bo nie wiem jak się odchodzi...
Normalnie, wychodzisz z pokoju.
<śmieje się i wywraca oczami>
To jak?
Nie.
Pora smutać, bo Wera nie chce pisać już na ZAWSZE.
NIE...
CZEKAJCIE...
WIELKI-ULTRA-SUPER POWRÓT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
WERONIKA OFICJALNIE WRACA NA OBYDWA BLOGI!!!
A tak poza tym... Założyłam Aska, pytajcie jak chcecie - Kilk


poniedziałek, 1 września 2014

Uwaga, uwaga - Weronika to łamaga!

Na samym początku muszę walnąć "przepraszam", więc... PRZEPRASZAM. Ziemniak odchodzi! Będzie ona pisać na boku jakieś inne opowiadanie, a ja...? Ja zostaję. Zostaję i będę dalej pisać na blogu. Nowe części opowiadań mogą pojawiać się bardzo rzadko, ale będą! 
To tyle.


Wićka Tyler