poniedziałek, 15 grudnia 2014

Nowe coś

ZAPRASZAMY TUTAJ NA REAKTYWACJĘ, BO WRACAMY Z CZYMŚ NOWYM -

when-lights-go-down.blogspot.com

when-lights-go-down.blogspot.com

when-lights-go-down.blogspot.com

when-lights-go-down.blogspot.com

wtorek, 14 października 2014

Krótka historia z życia Paula Stanleya...

Już od samego rana nasz kochany Pauluś szykował się na randkę z Weroniką. Godzinami wybierał ciuchy, w czym koledzy z zespołu mu pomagali - nie pomagając, bądź unikając tego 'debila' jak to nazwał go Gene. 
 Kiedy Stanley zorientował się, iż nie ma jeszcze najważniejszego, czyli wina, z ogromnym przerażeniem wymalowanym na twarzy zbiegł na dół do kuchni, gdzie spotkał Ace, który robił sobie kawę. A musicie wiedzieć, że kawa dla gitarzysty była tak samo ważna jak mleko dla Tempesta.
- Jadę do biedronki po winiacza! - rzucił wokalista biorąc ramoneskę i wybiegając z domu.
- Mhm... - mruknął Ace wyciągając z szafki filiżankę.
Gdy Paul znalazł się przed domem, szybko pobiegł do garażu po swojego wiernego malucha, którego, a raczek 'którą', nazwał Mariola. Miała ona piękną tapicerkę, siedzenia w krowie łaty oraz czyściutkie dywaniki. Cały zespół jeździł tym oto czerwonym samochodzikiem na koncerty, ponieważ:

  • Samochód Erica Carra za dużo spalał, jak to powiedział Stanley,
  • Gene jeździ limuzyną, którą nazwał 'magnez na kobitki' i jest ona tylko na kobitki,
  • Ace nie nadał swojemu autku imienia, za co Paul go skrzyczał. Po długiej (trwała ona kilka sekund) naradzie gitarzysta nazwał go Franek. Jest on chłopakiem, więc Mariola czuję się zagrożona jak to oznajmił wokalista i nie mogą nim jeździć.

Kiedy Stanley znalazł się w garażu uznał, że nie jest to pora, aby jeździć Mariolą, ponieważ spała. Tak naprawdę nie odpaliła, ale to tajemnica państwowa, a Paul nie uznaje czegoś takiego jak - moje ukochane auto nie odpaliło. On woli mówić, że śpi.
 Wybiegł z jeszcze większym przerażeniem z garażu, po czym zobaczył, że zostało mu jedynie półgodziny do przyjścia ukochanej (nie mylić z Mariolą). Całe szczęście przed domem jego babci, w którym mieszkali po jej śmierci, stała limuzyna Gene'ego. Wokalista z nadzieją podbiegł do auta i zapukał w szybkę. Po chwili odsunęła się ona, a pojawił się Simmons zdejmujący okulary przeciwsłoneczne.
- Czego chcesz? - zapytał.
- Gene, podwieziesz mnie do sklepu? 
- No jasne, że tak - powiedział basista. - Wskakuj.
Brunet otworzył drzwi i wsiadł do limuzyny, w której siedziały już laski Simmonsa. Około sześciu ich tam było. 
- Panie, no, przesuńcie te tyłki! - krzyknął Paul i odsunął jakieś dwie dziewczyny. - No wiesz Ty co, Gene? Te moje są lepsze i ładniejsze.
Wtedy te wszystkie panienki strzeliły na niego focha, a żeby wyglądało to lepiej odwróciły głowy w przeciwną stronę.
Strzeliły na mnie focha, a ja do Biedronki jechałem! - opowiadał potem swym nienarodzonym wnukom, Paul.
 Kiedy dojechali pod sklep, do którego zmierzał Stanley - wokalista szybko wysiadł krzycząc przyjacielowi, aby na niego poczekał. Simmons kiwnął głową, na znak, iż poczeka i dalej wybijał palcami rytm jakiejś piosenki.
 Paul wpadł bo Biedry jak burza i zaczął się rozglądać za ewentualny winiaczem. Szybko ujrzał butelkę zacnego napoju, złapał za nią i podbiegł do kasy, rozpychając przy tym stojące przy niej emerytki...


W tym czasie w samochodzie...

- Gene, no, nie czekajmy na niego. - powiedziała jedna z 'laseczek'.
Basista zmarszczył brwi i udawał, że myśli. Jednak, wbrew pozorom, wcale nie myślał!
- Dobra. Szofer, ruszaj! - krzyknął.

W Biedronce...

- Nie rozpychaj się tak, synku! - krzyczała jakaś staruszka na Paula.
- Ja się spieszę, prze pani. Ekstra sztuka mi ucieknie!
- Ty wieśniaku! - wykrzyknęła bereciara (nie jest ona jednak żoną Izzy'ego) - Jak ty się wyrażasz?! A tak w ogóle to sztukę, to ty masz przed sobą. - wskazała na siebie. <pomysł Wery jedzącej serek> <jogurcik!>
Stanley przyjrzał się 'urodziwej' pani i zemdlał.


W tym czasie pod domem KISS'ów...


Weronika przybyła na miejsce (zdarzenia <za dużo W11>) I czekała pod domem, ponieważ, kiedy strasznie zajęty robieniem sobie kawy Ace, otworzył drzwi, nagle znienacka jak Chuck Norris z krzaków wyszedł Eric.
- Pani wejdzie później. - zabajerował ją (i stojącego obok Ace) żując coś w ustach i stojąc oparty o drzwi.
Gitarzysta ulotnił się z miejsca i wrócił do robienia kawy. W tym czasie Eric bajerował dalej panią Tempest.
- Co w ogóle robiłeś w tych krzakach? - zapytała.
- Sadziłem petunię, a ty co myślałaś? - odpowiedział pytanie m na pytanie.
- Nie, nic, nic...
W tym samym momencie na ulicę wybiegł, a raczej doczołgał się, Paul. Pomimo wielu pretensji do Gene i krzyków po drodze - staruszki oszczędziły go i przeżył. Niestety dotarł na miejsce troszeczkę poobijany. W torebkach moc i siła! Ania Shrek! - kompletnie nie wiem, o co chodzi Łysej...
 Podszedł do 'pary' i ze wzrokiem mówiącym 'nie żyjesz, Eric', zabrał Weronikę bliżej siebie. 
- Kochanie, kupiłem wino. W najdroższym sklepie w mieście. - oznajmił i wymijając Carra wszedł do domu razem z ukochaną.


- A kiedy tam weszliśmy, zobaczyliśmy, że Ace zrobił sobie za dużo kawy i cała kuchnia była zalana. Później wpadł do domu, jak szalony, Joey Tempest z krzykiem, żeby Eric zostawił jego kotka-psotka. Wszystko skończyło się tak, że przyjechała do nas Michelle Obama, którą sprowadził tu Axl, aby nas wszystkich pogodziła. Niestety, Eric i Michelle się polubili i razem oglądali 'Kawę na Ławę', więc plan gówno strzeliło.

KONIEC.

_____________________
Tak, wiem, długo nic tutaj nie dodawałyśmy, ale to z braku czasu. Nawet nie udało mi się narobić waszych rozdziałów, za co bardzo przepraszam. ;_;

niedziela, 5 października 2014

UWAGA

UWAGA! Od dnia dzisiejszego nowe opowiadanie o Dzieciach Gunsów i reszty publikujemy na drugim blogu. Na tym jedyne co będzie, to pierwsze opowiadanie! Dziękujemy za uwagę i żegnamy, bo idziemy pisać takie gówienko o Izzy'm i Złotych Beretach.
A nie! Czekajta! Na tamtym drugim blogu będzie jeszcze nowe opowiadanie o lasce co ze Szwecji przypłynęła i o takiej drugiej co jeszcze nic nie wiemy. ;_;


Tam pod spodem jest nowy rozdział!

wtorek, 23 września 2014

Rozdział 1 - opowiadanie nr. 2

Weronika zauważyła mojego chrupka z wąsami. Albo to raczej płatek, ale taka kulka...
Paczajta, to jeszcze za czasów Weroniki było pisane!
Teraz siedzi obok i żre kisiel... ;_;
Zapraszam do czytania!
_____________________________________


,,Gdzie jest moje mleko?!"


Podczas nieobecności rodziców, wszystkie dzieci zebrały się w Hellhouse'ie. Jak przystało na dobrego gospodarza Andrew McKagan nie zrobił herbatki swym gościom. Pomimo tego, że nie jest on najstarszy (a może jest?) został gospodarzem, ponieważ jako pierwszy przyszedł mi do głowy. 

 Wszyscy zasiedli w salonie, który po dwudziestu latach wyglądał jak wyglądał. Czyli, że przypominał trochę śmietnik, w którym każdego dnia na siłę Erin próbowała sprzątać. 
- Wiecie, że dzisiaj jest ten bal? - zapytała Invicta.
- Jaki bal?! - ludzie obecni w pomieszczeniu zrobili wielkie oczy.
- No szkolny. - odparła.
- You' re my angel. Come and save me tonight... - śpiewał Andrew niosąc herbatę, którą jednak zrobił. <moja ukochana piosenka - Wićka> <Nie wiem... Nie wiem... - Wera>
- W takim razie musimy się szykować, no. Andrew nie rób herbatki tylko przyśpieszaj dupę. - pośpieszył kolegę Kirk.
I tak wszyscy polecieli do swoich pokoi, a Ci którzy tu nie mieszkali pojechali do swoich domów. Oczywiście każdy w inny sposób. Kirk Jackson na motorze, April odwiózł Bob swoim rozpadającym się samochodem, Paul, Sebastiana i Jagoda poszli z buta, bo mieszkali na przeciwko (choć trochę się awanturowali, że chcą, aby ktoś ich podwiózł), a reszta pojechała samochodami, których nie mieli.


W Tym czasie u Gunsów...



- Axl, widziałeś gdzieś moje buty? - na tyłach autokaru Erin przegrzebywała wszystkie walizki. - Co?!

Rudy w tym czasie prowadził samochód. No a jakże. Miał na sobie czerwoną czapkę z daszkiem, koszulkę w kratę, gacie (a czego się spodziewaliście?) i swoje ultra-ekstra adidasy ze swoim imieniem. 
- Nieee!!! - wykrzyknął na cały autokar, za co dostał w łeb z zagubionego buta żony. A tak dobrego cela miał Izzy. - Taaak!!!
- To w końcu tak, czy nie?! - zapytała zniecierpliwiona Rose.
- No tak! - odparł.
- Nie drzyj się rudzielcu! Ja tu próbuję spać! - krzyknął Stradlin.
Jego żona, jakże zacna Barbara spojrzała na niego ze zdziwieniem. Brunet odwrócił głowę w jej stronę i rzucił w nią kaczuszką o imieniu Dolores.
- Jeff, jest piętnasta w południe. - oznajmiła mu żona.
- No i...? - spytał. - Odsypiam. I oddaj Dolores.
- Sam nią we mnie rzuciłeś, więc rusz dupę i se przynieś... Po czym ty odsypiasz? - zapytała brunetka podnosząc z ziemi żółtą kaczuszkę. A miała mu jej nie podawać... Oddała ją mężowi i spojrzała na niego pytająco. 
- Po nocy. - oznajmił.
Z drugiego końca autokaru odezwał się Slash:
- Co wy robiliście w nocy?! I ja nie słyszałem?! Było trzeba mnie zawołać! 
- Whatever. - podsumował rytmiczny i po naciągnięciu poduszki na głowę, poszedł spać.
Barbara wywróciła oczami i ruszyła w kierunku Mandy. Szła sobie spokojnie, aż tu nagle prawie, że by głowę straciła! Koło jej zacnej (tak jak ona cała) główki przeleciał but Erin, którego wyrzucił Axl. Sandał poleciał z wielką prędkością w kierunku żony wokalisty i walnął ją w tyłek.
 Szatynka odwróciła się z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy w stronę męża, ale po chwili zamieniło się to w żądze mordu.
- Ja to mam jednak cela. - powiedział rudy i z uśmiechem powrócił do kierowania.


W tym czasie u dzieci...



- Nie, ja włożę tą sukienkę. Ty nie możesz włożyć tej sukienki! - w sklepie darła mordę Madonna.

- Niby czemu? - zapytała Amanda.
- Bo ja ją wło... Albo nie, weź se ją. Ja idę po tamtą. - odparła i ruszyła w kierunku wieszaków.
Nagle do pomieszczenia sklepowego wpadł jak błyskawica Paul, syn Bacha. Był ubrany tylko w niebieskie bokserki, a w ręku trzymał dwie pary spodni. Jedną czarną, gładką, a drugą w ledwo widoczne paski.
 Na ten widok młoda Tempest wykrzywiła twarz w grymasie obrzydzenia.
- Dziewczyny, pomóżcie mi! Nie wiem, które włożyć. - powiedział. - Chłopacy oznajmili mi, że nie chcą mnie oglądać w samych gaciach, bo podobno mam owłosione nogi.
- Ja i tak już wychodzę. - powiedziała Madonna zabierając sukienkę i podchodząc do kasy.
- Biegłeś w tych gaciach przez całe miasto? Tylko w gaciach?! - wykrzyknęła Amanda.
- Ta i owszem. - odpowiedział chłopak i na luzie wyszedł ze sklepu puszczając jednocześnie oczko do kasjerki.


Później...



Kiedy już Paul wybrał sobie spodnie i kiedy dziewczyny były gotowe, wszyscy postanowili, że jest to już pora, aby wybrać się na szkolny bal. Młodociany przestępca, zwany inaczej Andrew McKagan podszedł do wybranki serca swego, czyli Madonny Tempest.

- Madziu - zaczął. - No, bo wiesz... dzisiaj jest bal... I idziemy na niego...
- Niech ci będzie. - odparła dziewczyna machając niedbale ręką.
Ucieszony potomek Duffa i Mandy wyskoczył w powietrze, i miał zamiar poszybować w kosmos gdyby nie żyrandol, w który walnął głową.
- Andrew, to nowy żyrandol! Nie niszcz go, wiesz ile czasu matka wybierała taki oldskulowy?! - krzyknął swym MĘSKIM głosem Michael. 


U rodziców...



- Coś czuję, że ktoś powiedział do mojej córki "Madziu". I to na dodatek chłop! - krzyknął Joey, którego instynkt ojcowski, bądź kobiecy - nikt tego nie wiedział - nigdy nie zawodził. 

- O Jezus, znowu? - zapytała Weronika znudzonym tonem.
- Jakie "znowu"? Ja się tu o nią martwię, kotku-psotku. - odparł i otworzył lodówkę.
Tam zaczął rozglądać się za swym mlekiem, którego nie było. Teraz nadejdzie apokalipsa...
 Tempest odwrócił się w stronę żony z morderczym spojrzeniem. Jego twarz stała się czerwona, a oczy prawie, że wystrzeliły. W końcu nie wytrzymał i krzyknął na cały Europe'owski autokar.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! MICK, IAN, LEVEN, NORUM, JEŁOPY!!! - wydarł się. - GDZIE MOJE MLEKO?!?!?!
Zaraz obok przed nim pojawili się koledzy z zespołu. Wszyscy mieli w oczach przerażenie. Nagle blondyn wyjął z kieszeni postrach Wszechświata, czyli...
- A! Dolores! - wyrwało się Mic'owi.


W tym czasie u Gunsów...



Izzy przekręcił się na drugi bok i zorientował się, że jego kaczuszki nie ma przy nim...
_________________________________________

I to koniec, bo nie chcę mi się dalej pisać. Tada... 
Mam pomysł na jakieś fajne-dziwne opowaidanie, ale Ty będziesz musiała mi pomóc!
Ale ja odeszłam. Czy Ty nie rozumiesz co oznacza 'odejść'?!
To czemu tu nadal jesteś, Weroniko?
Bo nie wiem jak się odchodzi...
Normalnie, wychodzisz z pokoju.
<śmieje się i wywraca oczami>
To jak?
Nie.
Pora smutać, bo Wera nie chce pisać już na ZAWSZE.
NIE...
CZEKAJCIE...
WIELKI-ULTRA-SUPER POWRÓT!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
WERONIKA OFICJALNIE WRACA NA OBYDWA BLOGI!!!
A tak poza tym... Założyłam Aska, pytajcie jak chcecie - Kilk


poniedziałek, 1 września 2014

Uwaga, uwaga - Weronika to łamaga!

Na samym początku muszę walnąć "przepraszam", więc... PRZEPRASZAM. Ziemniak odchodzi! Będzie ona pisać na boku jakieś inne opowiadanie, a ja...? Ja zostaję. Zostaję i będę dalej pisać na blogu. Nowe części opowiadań mogą pojawiać się bardzo rzadko, ale będą! 
To tyle.


Wićka Tyler

niedziela, 31 sierpnia 2014

Zawiecha...?

Kurde, no, nie wiadomo co z nami. Ciągle się kłócimy, wyzywamy albo bijemy. Na ręce mam taki piękny ślad po paznokciach Weroniki, krew mi z tego leciała. ;_; Ale ja nie o tym... Chodzi o to, że już jutro zaczyna się rok szkolny, łee, co nie? <Wera analizuje co napisałam> 
Dlatego albo ja, albo Ty.
Czyli to będzie tak, jutro po rozpoczęciu roku powiemy sobie o tym co z blogiem. 
Mamy cały (prawie) dzień na zastanowienie się.
Jest kilka opcji:

  1.  Łysa odchodzi i zostawia mi bloga,
  2. Ja odchodzę i zostawiam bloga Łysej, co kończy się ogólnym na nim nie pisaniem, bo powiedziała mi, że sobie nie poradzi ;_;
  3. Obydwie odchodzimy i totalna zawiecha ;_;
  4. Leci Streets Of Philadelphia,
  5. Zostaję sama z blogiem, a Ziemniak zakłada swojego własnego i piszę swoje Niedzielne pogaduszki,
  6. Znów zostaję sama i prowadzę bloga, a Łysa na boku pisze nowe opowiadanie, a potem możliwe jest jego wstawienie,
  7. No i (wspomniana już) totalna zawiecha. Choć możliwy jest powrót (po jednym dniu ;_;)
Więc nie bierzcie sobie tego do serca, bo decyzja zostanie podjęta dopiero jutro.
Tyle od nas. No, ale mam dla Was jeszcze pewną historię z życia mamy, taty i Weroniki. Zabawna albo nie, nie ważne.

Oglądali sobie Blaze Of Glory Jona, a tata wie od nas, że mama w młodości kochała się w Bon Jovim. Miała taki wielki plakat powieszony na drzwiach, ale niestety dziadkowie go wyrzucili ;_; I tak sobie oglądali i tata nagle do mamy:
- Ładne widoki, co nie?
Chodziło mu oczywiście o Jona. XD Ale mama niby, że nie zakumała o chodzi, to odpowiedziała:
- No, kanion. 
Ale oczywiście Weronika musiała popisać się inteligencją, dlatego odpowiedziała takie "mhm", a tata do niej:
- Wiem o co Ci chodzi.
A wtedy Łysa strzeliła buraka i poszła spać. Koniec.

Znam jeszcze inne historie, jak to na przykład powiedziałam tacie, że Ziemniak kocha się w Paul'u Stanley'u z KISS - "No, ma ładne oczy" - jego reakcja. ;_;

Albo jak Łysa nie wiedziała co to "ciucholand" i tam pojechała -.-

Wiele tych historii jest związanych z Weroniką. Dobra, mogłabym tak opowiadać o życiowych przygodach Ziemniaka, ale spadamy na Best Chart. Papatki i do jutra!

wtorek, 19 sierpnia 2014

Tempest ! Tempest ! Tempest !

Dziś mój mąż Joey obchodzi 51 urodziny

Życzę mu dużo zdrowia, szczęścia, prezentów i tego, że napadnę Cię w nocy i zabiję Lise  patelnią a Ciebie porwę. W ogóle życzę Ci  Wszystkiego najlepszego całuje





















        Życzy

Twoja wierna żona


 

          

             


 

niedziela, 17 sierpnia 2014

Slash niuchaj cz.1...

Foch, foch i jeszcze raz foch. Wiem, że to jest dziwne, ale to taki dodatek...
_________________________________

Pewnego dnia w pięknym, jakże czystym Hellhouse'ie Gunsi spędzali dzień, jak na nich - normalnie i dosyć zwyczajne, czyli chlali przed telewizorem, w którym leciał już 987655443321 odcinek "Mody Na Sukces". Mandy, Erin, Wendy i Barbara, które nie były zainteresowane ulubionym serialem chłopaków, szykowały kolację. Wszystkie wolały programy typu "Ukryta Prawda" czy "Trudne Sprawy", a wielką miłością darzyły kultowy serial o przerażających przypadkach ludzi - "Dlaczego Ja?"
 Kochana pani Stradlin przyniosła Gunsom jedzenie i postawiła na stoliku, (czyli jak by to określiła Mandy "przyniosła im prosto pod ryje") który stał przed telewizorem i służył do kładzenia na nim nóg. Dziewczyny dosiadły się do chłopaków i razem zaczęli jeść "rodzinną kolację".
 W pewnym momencie Baśka rozpoczęła interesującą konwersacje:
- My z Izzy'm jesteśmy najwierniejszym małżeństwem z Was wszystkich. - Stradlin wywrócił tylko oczami, ale po chwili przytaknął swej żonie.
Oczywiście Axl musiał zaprzeczyć temu stwierdzeniu...
- Nieprawda, bo my z Erin! - zbulwersował się.
- Nie byłabym taka pewna... - zaczęła pani Rose.
Rudy odwrócił głowę w jej stronę i zmarszczył brwi. Raczej on uważał co innego.
- Co masz na myśli? - spytał.
Jednak zamiast Erin, odpowiedzi udzieliła Amanda, która raczej nie wiedziała co mówi.
- Tom, Slash, Kurt... - zaczęła wymieniać.
No i każdy może się domyślić, że Axlowi to się nie spodobało. Zrobił się cały czerwony, tak, że teraz nie można było odróżnić jego marchewkowych włosów od twarzy. Spojrzał na żonę i oczekiwał wyjaśnień.
- Jak to?! Z Kurt'em to byłam jak się rozstaliśmy, więc się nie liczy - zaprzeczyła. - Slash to tylko Twoje głupie wymysły a Hamilton... Ee... Nic Nas nie łączy!
- Aha, pamiętam jak musiałem za Wami jeździć i Was śledzić, specjalnie na tą okazję dorobiłem kanapie kółka! - krzyknął Rose.
- A Stephanie?! - wydarła się Erin.
Axl zrobił wielkie oczy i... myślał. Zastanawiał się co odpowiedzieć, żeby nie wpaść. I tak sobie chłop myślał i myślał... i nic nie wymyślił, dlatego użył starej techniki, która kłamstwem była.
- Ze Steph to byłam jak się rozstaliśmy, o! 
- Steph?!
Po minie Rudego widać było, że już się pogubił dlatego zastosował inną technikę.
- To Ty mnie zdradzasz, nie ja Ciebie!
Pani Rose (?) podeszła do niego i uderzyła go w policzek. W tym właśnie momencie do pokoju wpadła Mandy i zaczęła nawalać Axla znakiem z napisem "STOP Przemocy w Rodzinie".
- Ej, to Erin stosuje przemoc, nie ja! - wykrzyknął poszkodowany.
- Wiem, ale kobiet się nie bije. - odpowiedziała i kontynuowała. 
Wkurzony już do granic możliwości Axl wstał na równe nogi i wybiegł z domu. A przy ty krzyczał "I tak to Ty mnie zdradzałaś, Everly!". Wszyscy chłopacy, którzy wcześniej nie wtrącali się odwrócili się i popatrzyli za wokalistą. Duff zmarszczył brwi tak, że wyglądał jak dziarski pirat, choć nikt tak nie twierdzi.
- Wahatever. - skomentował Izzy i pogłośnił telewizor.

Następnego dnia...

Pan Rudy Axl Rose nadal nie wracał. Wszyscy się o niego martwili a Stradlin zaczął mieć psychopatyczne pomysły, za które dostawał w łeb od Barbary. 
 Erin siedziała w swoim i Axla pokoju, i wyglądała przez okno. W jej oczach można było ujrzeć smutek i troskę o męża. Chciała go przeprosić, choć tak naprawdę nie zdradziła go ani razu. Zrobiłaby wszystko, aby tylko wrócił. 
 Nagle do pomieszczenia wparował Jeffrey Isbell z tym swoim przebiegłym, strasznym uśmieszkiem, którym straszył swoje dzieci w nocy...  Nie, no dobra, Izzy nie jest aż taki przerażający.
- I jak tam Erin, tęsknisz za swoim Axlusiem? - spytał.
Kobieta odwróciła się w jego stronę. Ona i Rudy nie należeli do małżeństw, które są dla siebie mili, okazują sobie uczucia, lubią się... Ee... Nawet się nie tolerowali, dlatego, aby nie okazywać tego, że za nim tęskni powiedziała coś takiego...
- Nie, nie tęsknie za nim. Zjadł wczoraj dużą kolację, pewnie dlatego jeszcze nie wrócił.
Izzy pokiwał głową, ale jego mina mówiła iż wątpi w to, co powiedziała. Brunet cały czas sprawiał wrażenie, jakby spiskował z Axlem i razem chcieli doprowadzić do tego, aby Erin przyznała się do tego, że kocha Rose'a.
 Nadal kiwając głową wycofał się z pokoju i wrócił do siebie...

Dwa dni później...

- Mój Axl, mój mały, rudy kotek... - mówiła sama do siebie Erin.
Rose'a nie było w domu już od trzech dni. Wszyscy martwili się o niego a w szczególności jego żona, lecz nadal próbowała to przed wszystkim ukryć.
 Jak już każdego dnia od zaginięcia Axla, Izzy wszedł do pokoju, aby wypytać szatynkę o to, czy tęskni za mężem. Oczywiście przybył tu z tym swoim uśmieszkiem.
 Pani Rose jak zawsze zaprzeczyła i w tym własnie momencie do kuchni wpadł Adler. W ręku trzymał kubek z herbatą.
- Po pierwsze... Isbell, coś Ty zrobił z tą herbatą?! Smakuje jak gówno krowie! 
Izzy spojrzał na niego ze zdziwieniem. Spojrzał na kubek, a potem do środka. Herbata. Nic niezwykłego. No, ale to przecież Steven...
- Adler, to normalna herbata.
- A spróbuj! - przytknął mu ją do ust.
Na dół zeszła Wendy i uważnie przyjrzała się mężowi, a potem jego herbacie.
- Nie posłodziłeś jej. - stwierdziła.
- Aaa...
Wendy pokręciła głową i wróciła na górę. Teraz nadeszła na drugą sprawę Stevena. Perkusista spojrzał ze złością na rytmicznego.
- Po drugie... Ja wiem, że Ty wiesz, gdzie jest Axl! Ukrywasz go przed nami! Jestem tego pewien! Przyznaj się, Isbell!
Brunet wywrócił oczami i spojrzał na Erin, która od pewnego czasu również przyglądała mu się z zaciekawieniem. Westchnął głośno i zażenowany całą sytuacją odpowiedział:
- Nie wiem, gdzie on jest. Nawet mnie to nie obchodzi - mruknął. - I cześć idę.
Powiedział i wyszedł. Tak po prostu. Ja sobie tu haruję a Weronika siedzi sobie i każe mi włączać teledysk do "18 and Life". Zero pracy, nic nie robi... Ale wracając do tego dziwnego czegoś...
 Steven słysząc to zaczął podejrzewać, iż Stradlin rzeczywiście wie, gdzie jest Axl. Alice leci... Poison... Ekhem, Adler poleciał na górę. Mówię dosłownie, on normalnie leciał. Wdział wdzianko detektywa i zbiegł na dół, aby głosem pełnym zgrozy zawołać Slasha.
- Slash! Mój wierny psie! Slash! 
- CZEKAJ MUSZĘ SIĘ WYSZCZAĆ!!!
- DOBRA!
- NIE DRZYJTA SIĘ TAM!!! - krzyknęła Mandy.
- O, MANDY, POWIEDZ DUFF'OWI, ŻEBY UBRAŁ SLASHOWI SMYCZ!!!
- WHAT?! - usłyszeli Hudosna i McKagana, którzy krzyknęli jednocześnie.
I tak oto perkusista tupiąc nogą do piosenki Alice'a Coopera, czekał na przyjaciela. Po pewnym czasie, czyli po kilku minutach, co dla Adlera było za długo, na dół zszedł Slash. W samych majtkach, zaznaczę. I oczywiście z obrożą i smyczą.
- No chodź idziemy!
- Ale jestem w samych gaciach.
- I? Psy nie noszą ciuchów.
Saul przybił facepalma i nie kłócąc się już, razem ze Stevenem wybiegł przed dom, aby szukać Stradlina. Jak się okazało rytmiczny stał pod Hellhouse'm i śmiał się z przyjaciół. Po chwili widząc Slasha padł ze śmiechu na chodnik.
- Śmiej się, śmiej. My znajdziemy Axla. - oznajmił Popcorn i pociągnął Hudsona w lewą stronę. - Nie wyrywaj się tak.
Stradlin bez słowa podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku Rainbow. Steven i Slash, którzy zagapili się na siebie nie zwrócili na to uwagi. Tak, to pierwsze objawy miłości!
- Aaa!!! Slash, gdzie Izzy?! Niuchaj, niuchaj, piesku, niuchaj, znajdź Jeffa. - Perkusista zorientował się co się stało. Strasznie szybko to zrozumiał.
- Adler, nie będę wąchał chodnika. - oburzył się gitarzysta...
_______________________________
BIM BAM oto pierwsza część. Tak wiem, długo Nas nie było, a raczej Wery nadal nie ma, bo w ogóle przy tym nie pracowała. Pffy, zawsze muszę wszystko sama robić! Powiesz coś, lumpie?
Bo nie chciałam pracować, bo nie miałam ochoty. A Ty i tak mnie nie poinformowałaś, że piszemy a potem kazałaś mi myśleć!
Księżniczka nie chce pracować? Główka nie boli od tego myślenia?
Bezlitosny cham.
Dziękuję bardzo i zapraszam do komentowania!

czwartek, 24 lipca 2014

Tam gdzieś u góry...

No właśnie, tam gdzieś u góry jest link do naszego drugiego bloga pt. Psychiatryk, na którym pojawił się pierwszy rozdział, a raczej coś w tym tegesie. Dlatego proszę Was, abyście tam zajrzeli.

środa, 23 lipca 2014

Versatile Blogger Award (znowu nie wiem jak się pisze...)

Upośledzona Wiktoria znowu zapomniała jak się pisze Verstali... Coś coś. No, właśnie z tym wyrazem mam problem. Here I go again... Kocham tą piosenkę... O! Wera przyszła.
No. To pisz.
A więc oficjalnie zaczynamy.
A oto święte zasady, które i tak złamiemy:

1. Trzeba podziękować nominującemu na blogu. 
2. Pokazać nagrodę Versatile Blogger Award.
3. Ujawnić siedem faktów o sobie. 
4. Nominować 15 blogów. 
5. Poinformować o fakcie nominowania autorów.


Black Velvet... Coś tam Coś... Angie, masz fajne piosenki na blogu...

Dobra, to ja teraz idę podziękować, a Ty Łysa czekaj na mnie. Odkreśl na liście, że idę dziękować za nominację.
Na jakiej liście?!
Tej w Twoim mózg... Ty go przecież nie masz... Dobra, lecę podziękować.
O! Już podziękowałam 
HAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAHAH'
Chyba wczoraj...
Aaaa... Byłam wtedy w piżamie. Już pamiętam. Oczywiście musiałam o tym wspomnieć w komentarzu.
No to teraz ukradnę od kogoś ten głupawy obrazek.



A przecież nie muszę tego zapisywać, wystarczy, że zrobię kopiuj, a potem wklej... Zapamiętaj, że pod "Uga" mam zapisany ten obrazek z Vesatile Blogger...
Ale wracając do nominacji, czy nam zawsze to musi zając tyle miejsca?
A no tak, poszła srać.
O wraca, bo krzyki słychać. Chyba wpadła na odkurzacz i o jakiejś gołej babie gada...
Nic nie mówiłam o gołej babie. Musisz iść do słuchologa. Mmm, jaki ten batonik jest słodki.
Ej ja je lubię, jak mogłaś mi zjeść.
Ty już jadłaś dzisiaj ja jeszcze nie jadłam.
Teraz fakty:
Co?! Jakie fakty?! Jakie fakty?! <wyrywa mi myszkę od komputera i patrzy na zasady>
Ujawnić 7 faktów o sobie.
Kurczę, co ja napiszę?
Wracając do faktów, zacznę ja.


  1. Jestem uzależniona od patrzenia na Stevena Tylera,
  2. Tak naprawdę nazywam się Tyler - Hetfield, nie tylko Hetfield,
  3. Mam psa,
  4. Kocham robić przypał, bo to moje drugie imię, 
  5. Wera to moja siostra,
  6. Weronika się teraz śmieje,
  7. Nie mogę patrzeć, słuchać i robić cokolwiek innego z Tempestem lecącym w telewizji. Grozi to ugryzieniem w jakąś część ciała.
Teraz kolej młodej tylko, że jeszcze pisze coś tam na kartce....
Pierwsze.
O co...?
Wiktoria!
You See Me Crying...

  1. Jestem Tempest i jestem z tego dumna,
  2. Wiktoria to moja siostra,
  3. Mam Paula Stanleya w różach na komputerze (Kiedyś już o tym mówiłam),
  4. Lubie czesać se włosy i robię to często,
  5. Uwielbiam patrzeć na Joey. Oczywiście Tempesta,
  6. Kocham kociaki. Z Joeyem założymy hodowle,
  7. Na wakacje zamierzam pojechać do krainy kotów,
Aha to już wszystko...
Tera nominacje.
Piętnaście blogów <mówi z przerażniem>
Nie, tylko trzy.
<teraz Wera powtarza to po mnie i zaciesza>
Oto nominowani:


A miały być trzy...

Idę czytać, cześć.
A właśnie Fiery n' Fly mają dodać rozdział!
Bo nie ma co czytać...
A i inne nominowane też.
I co będzie ze Staith?
No, to ja idę. Aloha.
Wyłączył się jej komputer i teraz krzyczy, biedactwo.
No. To wszystko.
A no i jeszcze raz dziękujemy za nominacje.
Hey Jude...
Papatki!

niedziela, 20 lipca 2014

Opowiadanie 1 - rozdział 11

No to na początku wspomnę, iż miejsce, w które jadą zostaje zmienione. Zamiast na wyspy Bahama jadą do lasu, spędzić czas na łonie natury... Tada! Miłego czytania!
_______________________________________________________

Kiedy dojechali na miejsce zobaczyli, że jest z nimi osoba, której nie znają a jednak skądś kojarzą. Rudy osobnik zwany Axlem wraz z platynowym osobnikiem zwanym Księżniczką Vincem, podeszli bliżej rudo - brązowej kobiety. 
- Kim Ty jesteś? - spytali jednocześnie.
- To Lisa Marie Presley - odparł za nią Michael. - Przyjechała tu ze mną.
- Z Presleyów. - pokiwali głowami "zwiadowcy". Przez ten czas wszystkie osoby, które już wcześniej dowiedziały się o obecności córki Elvisa Presleya, udały się na wypakowywanie swoich rzeczy z walizek lub zwiedzenie terenu. Na obeznanie się z terenem udał się Nikki razem z Erin. Zazdrosny Axl wyruszył na łowy małżonki wraz z Duffem, którego zbytnio nie obchodziło gdzie jest jego żona. 
 Przez ten czas Lisa zaproponowała Jacksonowi kolację na łonie natury. Mike, który wolał spędzić ten czas z kimś innym, nie potrafił odmówić, ponieważ kiedyś bardzo, bardzo dawno temu Matka nauczyła go, że kobiecie się nie odmawia. 


W tym czasie u reszty....

- Jesteś pewien, że tak rozkłada się namiot? Myślę, że to coś musi to trzymać a nie leżeć jako próg przed namiotem. - powiedział Slash do Larsa, patrząc na instrukcję, którą trzymał do góry nogami. - Tak jak, jest na filmach.
- A tym nie poluję się na dzikie zwierzęta? - spytał Jon.
- No - przytaknął Izzy. - Wygląda jak dzida pospolita.
- Gadacie bzdury! - z krzaków wyszedł Rose, który wrócił z polowania na Erin. - Na to się nadziewa kiełbaski. 
- Mmm... Kiełbasa. - zamruczał Tyler.
- Zjadłbym kiełbasę. - powiedział Ozzy leżący na leżaku. - Sharon, nadziej na to kiełbasę i mi ją daj.
- Michael, nie mamy tutaj kiełbasy. - odparła pani Osbourne.
Ozzy wytrzeszczył na nią oczy i spadł z leżaka. Na jego miejsce szybko usiadł Cooper.
- Wiesz, że nie lubię jak ktoś mówi do mnie Michael! - wrzasnął na żonę. - Jestem księciem ciemności. Nie mogę mieć na imię Michael!
- To jak rozkłada się ten namiot? - wtrącił Slash.
- Musisz to wbić tutaj... - zaczął tłumaczyć spec od wszystkiego, pan Alec John Such.


W tym czasie u Vince'a, Nany i Dużego...

Niezwykła trójka postanowiła śledzić poczynania Michaela i Lisy. Czyli, że po prostu są wścibscy. Jednak żadne z nich nie wiedziało, że drugie tam idzie. Dlatego kiedy zebrali się nieświadomie za jednym krzakiem, Neil głośno pisnął, bo Nana usiadła mu na stopie. Oczywiście reakcja pozostałej dwójki byłą taka sama. O dziwo, Jackson i Presley nie zwrócili na nich uwagi.
- Co wy tu robicie? - zapytał platyna.
- A Ty? - spytała Nana.
- Śledzę Mike'a i Liskę. - odparł Vince. 
- To okropne. Jak można kogoś śledzić? - zapytała oburzona.
- A ty po co przyszłaś w krzaki? - zapytał Duży.
- No ee... No może też ich śledzę, ale ja mam do tego prawo. W końcu jestem jak matka dla Michaela. 
Po pewnym czasie wszyscy się pogodzili i razem podglądali parę zza krzaków. 
 Lisa z wiklinowego koszyka wyjęła butelkę z jakimś winem. Oczywiście Ci co ich śledzili słyszeli wszystko, bo przecież mają bardzo dobry słuch!
- Wybacz Liso, ale nie piję. - Jackson odmówił spożycia alkoholu. 
- Och, nie wiedziałam. Zaraz dam Ci coś innego. - znów zagłębiła się w koszyku.
- Nana, daj popcornu. - w kierunku pudełka z Adlerem wyciągnął rękę Vince. 
Gosposia szybko mu je podała, nie odrywając wzroku od pary. 
- Niestety nie mam nic innego do picia. - powiedziała Lisa.
duży spojrzał na wokalistę Motley Crue, ponieważ w ręku miał on Kubusia Play'a. Platynowa księżniczka i ochroniarz wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Po chwili Vince tak po prostu wstał z ziemi i poszedł wymienić wino na Kubusia.
- No hej, Liska, Jackson. - zabrał zdziwionej kobiecie butelkę z ręki i schował ją sobie do kieszeni. Odkręcił Play'a i nalał im do kieliszków. - Tylko nie szalejcie z tym. - powiedział i wrócił w krzaki.
 Michael i Lisa wymienili przerażone spojrzenia.


W tym czasie u innych idiotów...

- To na pewno nie miało być tak. - oznajmił Brad patrząc na (nadal) nie rozłożony namiot. - Zobaczcie, dziewczyny już rozłożyły. 
Wzrok każdego z panów zwrócił się w kierunku namiotu Erin, Mandy, Weroniki i Barbary. Duff z wrażenia wypuścił "te dzidy na kiełbaski" i spadły one na drzemiącego pod leżakiem Adlera.
- Nie wiem jak Wy, ale ja jeśli się Wam nie uda, śpię na leżaku. - powiedział Ozzy i zajął miejsce na wcześniej wspomnianej rzeczy.
- A gdzie ja mam spać? - spytała Wiktoria.
- No ze mną - oznajmił Slash. - Uwaga! Możemy przygarnąć jedną osobę. Powtarzam JEDNĄ.
Nikt jednak nie zwrócił uwagi na pana Hudsona i powrócili do kłótni o rozłożeniu namiotu.
- Przecież Wam tłumaczyłem, jak się rozkłada. - powiedział Alec.
- Tak? - zapytali ze zdziwieniem.
Such tylko westchnął i poszedł do swojego namiotu, w którym miał spać sam. 
- To ja idę spać do Aleca. - mruknął Richie i szybko popędził za kolegą.
Chętnych do spania z basistą okazało się więcej. Dlatego teraz przed (ciągle) nie rozłożonym namiotem stała piątka Gunsów i Metallika. Lars - doświadczony kucharz, postanowił zrobić coś do jedzenia, bo przecież na głodnego nie będą pracować. Reszta chętnie na to przystała. 

W tym czasie namiot dalej...

- Chłopaki, gdzie Vince? - spytał Tommy.
- Nie widziałem go od jakiś 3 godzin. - odparł Sebastian. - Ej, zostaw moją szczotkę, zboczeńcu jeden!
Bach wyrwał czeszącemu sobie włosy Davidowi szczotkę z ręki. Wokalista przytulił ją do siebie i zaczął szeptać coś, żeby się uspokoiła (szczotka).
- A jak się zgubił? - zapytał ze strachem Nikki.
- Jakby to powiedział Izzy: znajdzie się. - odparł Joe. - A gdzie Tyler? - rozejrzał się po namiocie.
- Znajdzie się. - mruknął obrażonym tonem Sixx.
- Pewnie poszedł zapalić. - powiedział Tom.

                                         ***

- Kurde, poczekaj! - krzyknął za nią.
- Po co? Może nie chcę z Tobą przebywać?
Podszedł do niej i odwrócił przodem do siebie. Stali tak przez chwilę, ponieważ mężczyzna nie wiedział co ma zrobić. Blondynka wyrwała się i poszła dalej.
- Nadal jesteś zła za to, że Cię pocałowałem? - spytał.
- Steven - spojrzała na niego. - Mieliśmy być przyjaciółmi.
- Jesteśmy tylko, że ja... - zawiesił się.
Westchnęła i odwróciła się w stronę bruneta. 
- Skończmy ten temat, dobrze? - zaproponowała.
Chciał powiedzieć jej co czuje, ale widocznie ona nie chciała o tym wiedzieć. Na pewno się domyślała, ale nie chciała niczego psuć. Pokiwał głową i ruszył w kierunku namiotu.
- Wiesz, że nie ma dla nas miejsca w namiocie? - spytał.
Dziewczyna zatrzymała się.
- To co robimy? 
- Ozzy zostawił leżak w spokoju i poszedł spać do samochodu, razem z Sharon, Alicem i niektórymi osobami, więc może też będziemy spać w samochodzie? Jak chcesz możemy iść do mojego. - uśmiechnął się zachęcająco.
- No nie wiem... raczej nie powinniśmy...
- Chodź. - pociągnął ją za rękę.

W tym czasie u Gunsów i Mety....

- Mam dosyć! Głupi namiot! Do niczego się nie nadaje! Jest po prostu do dupy! - krzyczał Axl rozwalając (nadal) nie rozłożony namiot. Oczywiście używał do tego "dzidy na kiełbasę".
- Co Ty robisz?! - James rzucił się na niego.
- Rozwalam go!
- A gdzie będziemy spać? - spytał Kirk.
- Nie denerwujcie się, patrzcie. - Rudy wskazał na resztę przyjaciół, którzy leżeli na trawie i patrzyli się w niebo. - Widzicie? Tak będziemy spać. W końcu miało to być, jakoś tak.
- Jeszcze mnie coś zje. - przeraził się Lars.
- Nie martw się, pierwszego zje Duffa. - oznajmił Rose. - Izzy to wyliczył razem z Cliffem.
- Aaa... No to ok. - machnął ręką Hetfield i ułożył się obok Slasha.
Kiedy Axl skończył niszczyć namiot, również położył się obok. Wszystko byłoby idealne, gdyby nie pewne osoby...
- Ale to wino dobre było! - wykrzyknął Vince, który nie był w najlepszym stanie.
Zresztą Nana i Duży też. Dodam, że prowadzili ich tutaj Michael i Lisa. 
- Zamorduję na miejscu! - krzyknął Rudy i rzucił się na platynę. 
Nagle z krzaków dobiegł ich szelest. Wspomnę, iż to nie był byle jaki szelest. To znaczy dla chłopaków, bo oglądali dużo filmów i wiedzieli co taki szelest oznacza.
- Potwór! - krzyknął Popcorn i wszyscy w popłochu zaczęli uciekać.
Kiedy już nikogo nie było, bo pochowali się do innych namiotów, z krzaków wyszli Ozzy I Alice z dzidami na kiełbasę. Nie to nie były te od namiotu, tylko prawdziwe dzidy. 
- Widzisz, dobrze wyczułem, że coś gotują. - powiedział Osbourne i zaczął zabierać pozostałości z kolacji Larsa. - Zostaw trochę dla Sharon.
Zabrali jedzenie i wrócili.
___________________________________________
I oto jest koniec. Nie mam nic do powiedzenia, Wery nie ma, więc ja tylko podziękuję za komentarze pod ostatnim rozdziałem.
Dziękuję.


                              
      Rock Twins, ale bez Weroniki

czwartek, 17 lipca 2014

Prolog


,,Wyjazd''



Gdzieś tak obok Hellhouse'u, Mariola wyrzucała śmieci. 
Rozejrzała się dookoła i po stwierdzeniu, że nikogo nie ma - wyrzuciła swoje śmieci do śmietnika Gunsów. Pomimo prawie 60 lat, nadal była wredną, małą, rudą kioskarką. Nie preferowała emerytury. Wolała nadal pracować i zamęczać biednych ludzi. Miękła jednak patrząc na swe wnuczęta - Michaela i Larsa. Uważała ich za przesłodkich, a ślepa jeszcze nie była. Chłopacy korzystali z dobroci babci i wydawali jej kasę na nowy sprzęt. A po godzinach, kiedy babcia już szła do domu, włączali muzykę zwaną metalem...
 Koło kiosku przechodziła paczka metali, do której należeli Michael i Lars. 
- Och, wnuczęta moje kochane! - Wykrzyknęła uradowana Mariola.
- Babcia... - Powiedzieli z udawanym entuzjazmem. 
- Co Wy tu robicie? - Spytała.
- A Ty? - Odpowiedzieli pytaniem na pytanie
- Wyrzucam śmieci.
- A my idziemy do domu. - Odparli i pośpieszając kolegów, pobiegli w kierunku, nadal stojącego na naszym Świecie Hellhouse'u. 
Tam czekali już na nich rodzice, którzy mieli im do przekazania wiadomość. A mianowicie wyjeżdżali w trasę koncertową. Wszyscy. Bez wyjątków. Nawet matki jechały, aby dotrzymać towarzystwa mężom. O dziwo także Erin jechała! 
- A co z Waldusiem i Romkiem? Przecież z nami będą w niebezpieczeństwie. - Zapytała April, która również tu była. W końcu jej ojciec, drugi ojciec i matka wyjeżdżali.
- Ee... - Zamyślił się Izzy. - Zawieziemy ich do babci Dzidki!
- Ale ona mieszka z tą psychopatką Wieśką! - Oburzył się Axl.
- Ej, to moja babcia! - Krzyknął Stradlin. - Nie obrażaj jej.
- Panowie spokojnie. - Powiedziała w celu uspokojenia facetów, Baśka.
Z przerażeniem mogę oznajmić, iż się udało. Axl i Izzy podali sobie ręce i przeprosili. W tym domu panowały zasady jak w przedszkolu, ale co się dziwić. Przecież mieszkający w nim 40 - latkowie zachowywali się jeszcze gorzej niż dzieci. <Ej żaden z nich nie ma jeszcze 40 lat> Oczywiście Weronika musi wcinać dupę wszędzie. <po prostu Ci mówię, że oni nie mają 40 lat.> Mówiłam ogólnie, Axl i Izzy mają 43... Bo jest 2005, co nie?


Następnego dnia...

- Without you, In my life... - Śpiewał Vince pakując różowe majtki do walizki. 
Kiedy już wszystko miał na swoim miejscu, wyskoczył z walizką z pokoju. Tym razem był już wprawiony i sprawdził, czy na schodach czasem nie ma jakiegoś opakowania po lodzie. Ze zwycięskim uśmiechem zszedł po schodach bez upadku.
- Po dwudziestu latach się wprawiłem - Mruknął pod nosem. - Dwadzieścia lat.
Spojrzał na ścianę salonu. Wisiały na nich różne rodzinne zdjęcia. Między innymi przedstawiały one syna Micka i jego żony Emily - Thomasa Vincenta Franka Marsa. Nazwali go po nim, Tommym i Nikkim. Uśmiechnął się i zerknął na następne zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało ono jego "dziewczyny", jak to je nazywał. A były to Weronika i Wiktoria. 
 Teraz Neil miał już 44 lata i nadal nie miał żony. Biedaczek, żadnej nie chciał, ale to już jego wina. No chyba, że trafiały mu się same grube Mariole. Tak samo Tommy i Nikki pozostali kawalerami. No i Lars Ulrich, i David Bryan, prawie całe Skid Row... 
 Ale przechodząc dalej, dobrze się powodziło facetom z Motley Crue. Zresztą jak wszystkim. Odkąd urodziły się dzieci wszyscy są szczęśliwi. Vincent, syn Micka miał już 20 lat i poszedł na studia. Dlatego w Motley - House zrobiło się pusto. 
- Vince, nie spadłeś ze schodów?! - Zdziwił się Tommy. - Gratuluję, dostajesz złotą gwiazdkę.
- Dzięki dodam do kolekcji - Mruknął. - Ale najpierw zabiję Cię z butelki po afrykańskim winie! - Krzyknął i rzucił się na perkusistę z butelką jednego z najrzadszych win na Świecie. Zasmakował go pierwszy raz na safari z Lisą Marie Presley <ale o tym w pierwszym opowiadaniu, już niedługo>. Kiedy mężczyźni przestali się tłuc przypadkowymi rzeczami, które znaleźli w kuchni, zabrali walizki i wyszli przed dom.
 Czekał tam już na nich Mick. Siedział w autokarze, którym mieli jechać. Obok niego za to - Emily, która miała prowadzić. A jakże, kierowce mieli pierwszorzędnego. Po chwili dołączył do nich Nikki. Gdzie był wcześniej? Żegnał się z ładną sąsiadką z naprzeciwka. Szykuje się parka...
- Nikki, ruszaj tą starą dupę i do Motley-super, ekstra wozu! - Krzyknął Vince.
Basista przyśpieszył kroku i szybko, prawie, że wbiegł do autokaru. Kiedy już zapięli pasy, bo bezpieczeństwo przede wszystkim, odjechali. 


W tym czasie u tych idiotów Gunsów....

Izzy już od samego rana pakował swe berety do specjalnych małych walizeczek. Nawet jego mucha o imieniu Bożena była już spakowana <tak, Izzy ma muchę, ale dowiecie się o niej w drugim opowiadaniu już niedługo.> Barbara wyszła z łazienki, w której pakowała swoje kosmetyki. Stradlin wziął do rąk walizki i poszedł pożegnać się ze swoją córką Janis.
- Tylko pamiętaj, żadnych chłopaków, imprez, wypadów do Rainbow, dotykania moich rzeczy i nie tykaj mej prostownicy! - tak właśnie wyglądało ich pożegnanie. 
W tym czasie Nasz kochany Rose wraz z Erin kłócili o kolor walizek. Po jakimś czasie, kiedy z dołu zaczął wołać ich Slash, zdecydowali się na te czarne. Dodam, że mieli TYLKO czarne.
 Gdy wszyscy byli już na dole, do Hellhouse'u wpadł Rachel Bolan z filiżanką w ręce. 
- Pożyczycie cukier? No, bo nam się skończył i nie mamy co zabrać w trasę. - zapytał.
- Spytaj się Adlera. - powiedział Duff.
Czarnowłosy poleciał szybko na górę, ale po chwili zrozumiał, że Stevena tam nie ma i zbiegł z powrotem na dół, do kuchni. Kiedy wyłudził od blondyna filiżankę cukru podziękował mu - nie dziękując wcale i wybiegł z domu.
 Po okołu półgodziny wszyscy byli już gotowi. Gunsi wraz z żonami ostatecznie pożegnali się z dziećmi i wsiedli do swego autokaru. Okazało się jednak, że nie mają jak odjechać, bo całą ulice Floriańską 51/a i b zajął wielki autokar Skid Row. Izzy, który był kierowcą wychylił się przez okno i jak na Stradlina przystało, zaczął się drzeć.
 Żaden z osobników należących do zespołu o nazwie Skid Row nie zamierzał, jednak wsiąść do auta i nim odjechać. Dlatego Axl, który raczej do spokojnych nie należał wyskoczył przez okno i zaczął kopać autokar kolegów. W końcu podszedł do niego Sebastian i kopnął go w dupę. Obolały Rose wrócił do przyjaciół z zespołu. 
- Musimy poczekać, aż królewicze raczą odjechać. - mruknął siadając na siedzeniu.
Erin przytuliła Axla i powiedziała mu, żeby się tak nie gorączkował - To by było dziwne... Lecz w rzeczywistości powiedziała tylko:
- Nie gorączkuj się tak, Rudy łbie.
Po dwóch godzinach panowie ze Skid Row odjechali, dlatego Gunsi również wzięli z nich przykład i wyruszyli w swą krótką trasę koncertową po Stanach.

                                              ***

A co robiły dzieci Wielkich rockmenów przez ten czas? Dowiecie się w następnym rozdziale...
___________________________________________________________________
No. To co chcesz powiedzieć Weroniko?
- Em... Zapraszam do komentowania.
- Normalnie tyle powiedziałaś. 
Ech, ja również zapraszam do komentowania i chciałbym przeprosić za tak długą przerwę. A o dzieciach będzie w następnym rozdziale.




                                                                                  Rock Twins