czwartek, 17 lipca 2014

Prolog


,,Wyjazd''



Gdzieś tak obok Hellhouse'u, Mariola wyrzucała śmieci. 
Rozejrzała się dookoła i po stwierdzeniu, że nikogo nie ma - wyrzuciła swoje śmieci do śmietnika Gunsów. Pomimo prawie 60 lat, nadal była wredną, małą, rudą kioskarką. Nie preferowała emerytury. Wolała nadal pracować i zamęczać biednych ludzi. Miękła jednak patrząc na swe wnuczęta - Michaela i Larsa. Uważała ich za przesłodkich, a ślepa jeszcze nie była. Chłopacy korzystali z dobroci babci i wydawali jej kasę na nowy sprzęt. A po godzinach, kiedy babcia już szła do domu, włączali muzykę zwaną metalem...
 Koło kiosku przechodziła paczka metali, do której należeli Michael i Lars. 
- Och, wnuczęta moje kochane! - Wykrzyknęła uradowana Mariola.
- Babcia... - Powiedzieli z udawanym entuzjazmem. 
- Co Wy tu robicie? - Spytała.
- A Ty? - Odpowiedzieli pytaniem na pytanie
- Wyrzucam śmieci.
- A my idziemy do domu. - Odparli i pośpieszając kolegów, pobiegli w kierunku, nadal stojącego na naszym Świecie Hellhouse'u. 
Tam czekali już na nich rodzice, którzy mieli im do przekazania wiadomość. A mianowicie wyjeżdżali w trasę koncertową. Wszyscy. Bez wyjątków. Nawet matki jechały, aby dotrzymać towarzystwa mężom. O dziwo także Erin jechała! 
- A co z Waldusiem i Romkiem? Przecież z nami będą w niebezpieczeństwie. - Zapytała April, która również tu była. W końcu jej ojciec, drugi ojciec i matka wyjeżdżali.
- Ee... - Zamyślił się Izzy. - Zawieziemy ich do babci Dzidki!
- Ale ona mieszka z tą psychopatką Wieśką! - Oburzył się Axl.
- Ej, to moja babcia! - Krzyknął Stradlin. - Nie obrażaj jej.
- Panowie spokojnie. - Powiedziała w celu uspokojenia facetów, Baśka.
Z przerażeniem mogę oznajmić, iż się udało. Axl i Izzy podali sobie ręce i przeprosili. W tym domu panowały zasady jak w przedszkolu, ale co się dziwić. Przecież mieszkający w nim 40 - latkowie zachowywali się jeszcze gorzej niż dzieci. <Ej żaden z nich nie ma jeszcze 40 lat> Oczywiście Weronika musi wcinać dupę wszędzie. <po prostu Ci mówię, że oni nie mają 40 lat.> Mówiłam ogólnie, Axl i Izzy mają 43... Bo jest 2005, co nie?


Następnego dnia...

- Without you, In my life... - Śpiewał Vince pakując różowe majtki do walizki. 
Kiedy już wszystko miał na swoim miejscu, wyskoczył z walizką z pokoju. Tym razem był już wprawiony i sprawdził, czy na schodach czasem nie ma jakiegoś opakowania po lodzie. Ze zwycięskim uśmiechem zszedł po schodach bez upadku.
- Po dwudziestu latach się wprawiłem - Mruknął pod nosem. - Dwadzieścia lat.
Spojrzał na ścianę salonu. Wisiały na nich różne rodzinne zdjęcia. Między innymi przedstawiały one syna Micka i jego żony Emily - Thomasa Vincenta Franka Marsa. Nazwali go po nim, Tommym i Nikkim. Uśmiechnął się i zerknął na następne zdjęcie oprawione w ramkę. Przedstawiało ono jego "dziewczyny", jak to je nazywał. A były to Weronika i Wiktoria. 
 Teraz Neil miał już 44 lata i nadal nie miał żony. Biedaczek, żadnej nie chciał, ale to już jego wina. No chyba, że trafiały mu się same grube Mariole. Tak samo Tommy i Nikki pozostali kawalerami. No i Lars Ulrich, i David Bryan, prawie całe Skid Row... 
 Ale przechodząc dalej, dobrze się powodziło facetom z Motley Crue. Zresztą jak wszystkim. Odkąd urodziły się dzieci wszyscy są szczęśliwi. Vincent, syn Micka miał już 20 lat i poszedł na studia. Dlatego w Motley - House zrobiło się pusto. 
- Vince, nie spadłeś ze schodów?! - Zdziwił się Tommy. - Gratuluję, dostajesz złotą gwiazdkę.
- Dzięki dodam do kolekcji - Mruknął. - Ale najpierw zabiję Cię z butelki po afrykańskim winie! - Krzyknął i rzucił się na perkusistę z butelką jednego z najrzadszych win na Świecie. Zasmakował go pierwszy raz na safari z Lisą Marie Presley <ale o tym w pierwszym opowiadaniu, już niedługo>. Kiedy mężczyźni przestali się tłuc przypadkowymi rzeczami, które znaleźli w kuchni, zabrali walizki i wyszli przed dom.
 Czekał tam już na nich Mick. Siedział w autokarze, którym mieli jechać. Obok niego za to - Emily, która miała prowadzić. A jakże, kierowce mieli pierwszorzędnego. Po chwili dołączył do nich Nikki. Gdzie był wcześniej? Żegnał się z ładną sąsiadką z naprzeciwka. Szykuje się parka...
- Nikki, ruszaj tą starą dupę i do Motley-super, ekstra wozu! - Krzyknął Vince.
Basista przyśpieszył kroku i szybko, prawie, że wbiegł do autokaru. Kiedy już zapięli pasy, bo bezpieczeństwo przede wszystkim, odjechali. 


W tym czasie u tych idiotów Gunsów....

Izzy już od samego rana pakował swe berety do specjalnych małych walizeczek. Nawet jego mucha o imieniu Bożena była już spakowana <tak, Izzy ma muchę, ale dowiecie się o niej w drugim opowiadaniu już niedługo.> Barbara wyszła z łazienki, w której pakowała swoje kosmetyki. Stradlin wziął do rąk walizki i poszedł pożegnać się ze swoją córką Janis.
- Tylko pamiętaj, żadnych chłopaków, imprez, wypadów do Rainbow, dotykania moich rzeczy i nie tykaj mej prostownicy! - tak właśnie wyglądało ich pożegnanie. 
W tym czasie Nasz kochany Rose wraz z Erin kłócili o kolor walizek. Po jakimś czasie, kiedy z dołu zaczął wołać ich Slash, zdecydowali się na te czarne. Dodam, że mieli TYLKO czarne.
 Gdy wszyscy byli już na dole, do Hellhouse'u wpadł Rachel Bolan z filiżanką w ręce. 
- Pożyczycie cukier? No, bo nam się skończył i nie mamy co zabrać w trasę. - zapytał.
- Spytaj się Adlera. - powiedział Duff.
Czarnowłosy poleciał szybko na górę, ale po chwili zrozumiał, że Stevena tam nie ma i zbiegł z powrotem na dół, do kuchni. Kiedy wyłudził od blondyna filiżankę cukru podziękował mu - nie dziękując wcale i wybiegł z domu.
 Po okołu półgodziny wszyscy byli już gotowi. Gunsi wraz z żonami ostatecznie pożegnali się z dziećmi i wsiedli do swego autokaru. Okazało się jednak, że nie mają jak odjechać, bo całą ulice Floriańską 51/a i b zajął wielki autokar Skid Row. Izzy, który był kierowcą wychylił się przez okno i jak na Stradlina przystało, zaczął się drzeć.
 Żaden z osobników należących do zespołu o nazwie Skid Row nie zamierzał, jednak wsiąść do auta i nim odjechać. Dlatego Axl, który raczej do spokojnych nie należał wyskoczył przez okno i zaczął kopać autokar kolegów. W końcu podszedł do niego Sebastian i kopnął go w dupę. Obolały Rose wrócił do przyjaciół z zespołu. 
- Musimy poczekać, aż królewicze raczą odjechać. - mruknął siadając na siedzeniu.
Erin przytuliła Axla i powiedziała mu, żeby się tak nie gorączkował - To by było dziwne... Lecz w rzeczywistości powiedziała tylko:
- Nie gorączkuj się tak, Rudy łbie.
Po dwóch godzinach panowie ze Skid Row odjechali, dlatego Gunsi również wzięli z nich przykład i wyruszyli w swą krótką trasę koncertową po Stanach.

                                              ***

A co robiły dzieci Wielkich rockmenów przez ten czas? Dowiecie się w następnym rozdziale...
___________________________________________________________________
No. To co chcesz powiedzieć Weroniko?
- Em... Zapraszam do komentowania.
- Normalnie tyle powiedziałaś. 
Ech, ja również zapraszam do komentowania i chciałbym przeprosić za tak długą przerwę. A o dzieciach będzie w następnym rozdziale.




                                                                                  Rock Twins

6 komentarzy:

  1. Dlaczego ja się tak śmieje? To było planowane?
    Świetne jesteście :D
    Nie wiem co pisać. Jest tak zajebiście, że odebrało mi mowę xD.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy bardzo (oczywiście Weronki nie ma).
      A ja się uśmiecham czytając ten komentarz.
      Dziękujemy jeszcze raz.

      Usuń
    2. Nie ma za co dziękować xD.
      To jest takie pozytywne, że masakra. Kocham to <3

      Usuń
  2. Hahahahahahhahahahhhaaahahhahahahahaahhahaahhahahaahahhahahahahahahahaahhahahahaahhahahaahahahahahhahahahahahahahahhahahahahahahahahhahahahahahahahahahahah. xD Nie mogę przestać się śmiać. xD "Nie gorączkuj się tak, Rudy łbie." - genialne! :D Ogólnie wszystko jest genialne. xD Blog, opowiadania, Wy, bohaterowie. xD Cóż mogę powiedzieć/napisać? Jedynie tyle, iż czekam na 1 rozdział i dalsze rozdziały tamtego opowiadania. Ciekawi mnie co z Wiktorią i Stevenem. Weny! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękujemy za komentarz :)
      (Weroniki nie ma, ale pewnie też by dziękowała)
      Jejku, dziękuję za tak miłe słowa.
      Z nimi?
      jeszcze nie wiem. Ta para jest właśnie w moich rękach.
      W moich rękach - tak jakoś... Dziwnie brzmi.

      Usuń
  3. Jejku, to jest prześwietne!
    Przez Was będę się śmiać do końca dnia.
    Weny!

    OdpowiedzUsuń