poniedziałek, 24 lutego 2014

Rozdział II

WIKTORIA:
  


  No nareszcie jesteśmy na miejscu. Ile można jechać? I jeszcze ta babka, jak ona w ogóle weszła do naszego samochodu? Wyszłyśmy z wozu kierując się w stronę stadionu. Weronika poszła wszystko ogarnąć a ja stałam tak sobie. Ja to mam takie ryzykowne zadania. Stałam tak ze spuszczoną głową wpatrując się w swoje trampki, uśmiechając się do nich jak głupia. To już, nareszcie zobaczę Axl'a, Slash'a, Izzy'ego, Steven'a i Duff'a na żywo. Podniosłam wzrok i zobaczyłam stojącą przede mną jakąś dziewczynę. Miała ona ciemno brązowe włosy z grzywką i bardzo duże niebieskie oczy. Ubrana była dość podobnie do mnie, również miała na sobie czarną bluzkę z logiem Guns N' Roses i czarne dżinsy rurki, jedyne czym różniła się ode mnie to to że miała na sobie kolorowe trampki, moje były za to czarne.
 - Jesteś brudna na policzku. - powiedziała 
 - Co?...Gdzie? - zapytałam zdezorientowana i zaczęłam energicznie pocierać swoje policzki.
 - Tutaj- odparła pokazując na swój prawy policzek. - Dzięki. - odparłam wycierając coś dziwnego i czarnego. Co to jest? Chyba pasta do butów. Ja przecież swoich nie pastowałam bo to trampki.
  - Też przyszłaś na koncert sama? - kontynuowała rozmowę nieznajoma. - Nie, jestem z siostrą... O właśnie idzie w naszą stronę.-powiedziałam machając do Weroniki. - Jestem Wiktoria.- powiedziałam do brunetki i wyciągnęłam do niej rękę. - Sarah.-odparła dziewczyna. - Muszę już iść. Cześć.- powiedziała oddalając się.
 - Cześć.- Powiedziałam. Nasza znajomość szybko się skończyła. No nic pora wrócić do świata.
 - Weronika ty debilku gdzie tyle czasu byłaś?- zapytałam siostry. - Nie marudź tylko chodź.- odparła i pociągnęła mnie w stronę wejścia. - Można już wchodzić.- Weszłyśmy na stadion. Na wielkiej scenie stały instrumenty Gunsów. Stanęłyśmy jak najbliżej sceny. Po jakichś 15 minutach pojawili się. Wszyscy zaczęli krzyczeć ich imiona (łącznie z Weroniką) ja byłam w zbyt dużym szoku, nie wierzyłam że to dzieję się naprawdę. Axl podszedł do mikrofonu i zaczął coś mówić ale nic nie usłyszałam bo ludzie strasznie głośno się darli. Po chwili rozległy się pierwsze gitarowe dźwięki Slash'a do piosenki "Nightrain". Usłyszałam ten boski, skrzeczący głos Rose'a i zaczęłam śpiewać razem z publicznością. Następną piosenką była "Mr. Brownstone" a potem szybko zleciały 2 godziny mojego darcia ryja. Podczas ostatniej piosenki którą była "Paradise City" nie wierzyłam że to już koniec chciałam jeszcze tu zostać i słuchać jak grają. Gunsi skończyli grać i poszli za kulisy. Ludzie zaczęli się rozchodzić. Nagle Łysa wpadła na świetny pomysł.
  - Chcesz pogadać z Gunsami?-zapytała. - No jasne że chce tylko jak?
  - Widzisz tych faciów co wchodzą za kulisy?- zapytała a ja przytaknęłam. - Musimy ich napaść, ukraść stroje, zabrać wejściówki za kulisy i droga wolna.- powiedziała z szatańskim uśmieszkiem.
  - Weroniko, moja droga siostro to bardzo ale to bardzo głupie i dlatego to zrobimy. - powiedziałam idąc w stronę ochroniarzy czy czym oni tam byli. Zobaczyłam że Ci kolesie wychodzą zza kulisów. Razem zrealizowałyśmy ten plan no udało się tylko skąd Wera miała linę?! A zresztą nic mnie już dzisiaj nie zdziwi po tej akcji z sąsiadką. Nadal tęsknie za tą czekoladą. No żeby tak po prostu usiąść człowiekowi na czekoladzie i ją połamać.To już szczyt chamstwa. Biedni Franek, Kasia, Antek, Józefa, Stasiek, Mariusz, Bronka i Rysiek nadal za nimi tęsknie. Byłyśmy już w drodze do garderoby chłopaków gdy nagle coś mnie zastanowiło.
  - Ale my tam tak po prostu tam wejdziemy? 
  - Tak.- odparła z uśmiechem na ustach. No po prostu tylko jej przywalić. Zapukałam do garderoby.          - Ochrona. - Nawet dostałam odpowiedź. - Właź! - Weszłyśmy do środka i od razu ich wzrok przeniósł się na nas. - Ale wy to chyba z ochrony nie jesteście. - powiedział Duff posyłając Weronice uśmieszek.
  - Ohh jesteśmy. - odparła Łysa uśmiechając się do McKagan'a który dostał w łeb od Stradlin'a.
  - Mandy masz! więc zostaw ją w spokoju.
  -Więc jesteście z ochrony?- zapytał Slash. - To jakie mam dzisiaj majtki?
  -Aaaaeeeeaaaee powiedziałeś to jej. -Powiedziała moja jakże inteligentna siostra zwalając to na mnie.
  - Czarne? - zgadywałam. - Hmm dobrze.-powiedział Saul patrząc jakie ma rzeczywiście gacie.
  - A co ty ochroniarzowi mówiłeś jakie gacie włożyłeś? - zapytał Adler. - Nie. Pomagał mi wybrać. - odparł z uśmiechem Hudson. - Siadajcie. - Powiedział Axl. Wykonałyśmy jego polecenie.
  - Cześć. Jestem Steven.-powiedział z uśmiechem Adler. - Chcecie trochę cukru?
  - Weronika. Nie. Dzięki.- odparła Weronika. Pokręciłam głową. - Cześć. Wiktoria i nie chce cukru.-odparłam.
  - Naprawdę a na identyfikatorze masz napisane Stefan.-Powiedział Steven wskazując na mnie głową.
  - Cześć. Duff jestem a ty Paweł tak? - odparł z uśmiechem podając rękę Łysej. - Nie. Weronika. - odparła.
  - Jestem Axl PIĘKNY, BOSKI, ZASKAKUJĄCO PRZYSTOJNY Rose!.-krzyknął pan piękny na całą sale.  - Bardzo zaskakująco. - odparł Slash. - Cicho siedź! - uciszył go Rudy.
  - To jak się tu dostałyście?- Zapytał Izzy. Opowiedziałyśmy mu całą historię. - Więc pokonałyście ochroniarzy, przebrałyście się za nich i tu weszłyście? - zapytał Saul. - Tak. To było bardzo łatwe macie kiepskich ochroniarzy.- odparłam. - A mówiłem żeby zatrudnić nowych. - Odparł zadowolony z siebie Axl.
 - I co miałem rację! - mówił dalej. - Siedź cicho wiewióro! - powiedział Duff. Wstając z swojego fotela. 
 - To co panowie spadamy do domu?. 
 - No ale mnie niesiecie do samochodu. - powiedział Rose. - To my będziemy już szły. - powiedziała Weronika i oby dwie się podniosłyśmy z kanapy. - Czekajcie!- krzyknął za nami Izzy. - Przecież jedziecie z nami, co nie?
 - Jesteśmy już przecież zaawansowanymi przyjaciółmi. - powiedział Adler robiąc słodką minę. Odwróciłam się w stronę Weroniki. - To co jedziemy z nimi? 
  - Jeszcze się pytasz jasne że tak. - wyszeptała - Panowie no to jedziemy! - zwróciła się już do chłopaków. W odpowiedzi dostała grupowy krzyk "hurra!"
  - Axl zbieraj dupę. - zwrócił się Slash do kolegi. - To weź mnie. - odparł wyciągając ręce w stronę Hudson'a ale on tylko odszedł jak najdalej od Rose'a i biedny Axelek sam musiał iść. Wszyscy razem opuściliśmy pomieszczenie i wyszliśmy na zewnątrz. - Wsiadajcie. Ja prowadzę.- powiedział Stradlin. Kiedy siedzieliśmy już na miejscach pojawił się pewien problem.
  - No to nigdzie nie pojedziemy. - powiedział zrezygnowany Izzy. - Co czemu? - zapytał Steven przypadkowo ściągając rytmicznemu beret z głowy. Stradlin zrobił wielkie oczy i krzyknął. - ZOSTAW MÓJ BERET, DOBRZE WIESZ ŻE TYLKO JA MOGĘ GO DOTYKAĆ!!! 
  - Izzy czemu nie możemy odjechać?! - zapytałam starając się przekrzyczeć Stradlin'a. - A no tak. - powiedział uspokajając się. - Bak jest pusty. - CO!!! - Krzyknął Slash. - Rudy przecież miałeś zatankować!
 - Co? a ja miałem coś zrobić? ohh tak pamiętam kazałem McKagan'owi to za mnie zrobić.- Odparł Rose przeglądając się w szybie samochodu. Wzrok wszystkich zwrócił się na Duff'a który rozmawiał z Weroniką.
 -... Ohh tak to ja wpadłam na pomysł z tym zaatakowaniem ochroniarzy.... - mówiła Wera. A Mckagan wpatrzony w nią reszty świata nie widział. - Halo ziemia do Duff'a.- powiedziałam wymachując mu ręką przed oczami. - Czemu nie zatankowałeś samochodu i co zrobiłeś z moimi pieniędzmi? - zapytał Izzy.
 - Mam je przy sobie.- odparł.-To ja miałem go dzisiaj zatankować? 
 - Oddawaj moją kasę! - krzyknął Stradlin rzucając się na blondyna. - Uspokój się bo sobie samochód rozwalisz. - powiedziała Wera. - Spokojnie to nie mój.- odparł Izzy. - Ale mój!- krzyknął Gitarzysta prowadzący. - Więc się uspokój. - I tak o to chłopaki rozpoczęli zaciętą walkę w samochodzie. Stradlin bił się z McKagan'em i Slash'em. Z pierwszym o kasę a z drugim o to że Izzy uszkodził jego samochód. Axl rzucił się na nich wszystkich bo lubił się kłócić a Steven tak po prostu bo nie miał co robić. Siedziałyśmy tak z Łysą i gapiłyśmy się na nich, sprawiali wrażenie takich przerośniętych przedszkolaków. W końcu Hudson wylądował na moich kolanach i nie wytrzymałam.
  - Chłopaki! Uspokójcie się! Najwyżej pojedziemy naszym samochodem.- krzyknęłam.
  - To jesteście samochodem było trzeba tak od razu - powiedział Slash. - Chłopaki jednak mamy czym pojechać do domu. - Przestali się bić i w szybkim tempie opuściliśmy samochód.
  - Ja prowadzę. - odparłam. - Ale nie wiesz gdzie masz jechać. Dlatego ja prowadzę. - powiedział Saul.
  - Nie. Dlatego usiądziesz koło mnie i będziesz mi mówił gdzie mam jechać.- Odparłam z uśmiechem i ominęłam Hudson'a przed wejściem do auta. - Wiesz że mi się podobasz? - zapytał Slash a wszyscy zrobili UUUUUUU. - Nie, nie wiedziałam. - odparłam odpalając samochód. - Ej ale ty pamiętasz że musimy wrócić po sąsiadkę.- powiedziała Weronika. - Tak... Niestety.- Westchnęłam. - Po jaką sąsiadkę?- zapytał Adler. - Po taką jedną zabójczynię czekolady.- odparłam. Chłopaki nie zadawali więcej pytań. Przeraziło ich że ktoś może być zdolny do zabicia czekolady. Po kilku minutach byliśmy pod hotelem. - No chodź. -powiedziałam do siostry. - Idę, idę.- odparła wychodząc z samochodu. Kiedy byłyśmy zapytałam recepcjonistkę o starszą panią która przyszła tu po 18. Odpowiedziała że siedzi w kawiarni hotelowej. Od razu tam poszłyśmy. Gdy tylko weszłyśmy do środka krzyknęłam:
 - Zabójco czekolady!!! - Wera wybrała inny styl wołania. - Pani Safanolopa! już jesteśmy.- Staruszka od razu podniosła się z miejsca, pożegnała się ze swoimi towarzyszami i przyszła do nas. - Cześć dziewczynki jak było na koncercie?- zapytała. Ej to ona nazywa się Safanolopa? a z resztą nie ważne. - Super. Tylko że musimy odwieźć panią szybko do domu bo Gunsi są z nami i jedziemy do nich.-odpowiedziała Łysa. Szybko opuściłyśmy hotel i zaczęłyśmy kierować się w stronę samochodu z którego dochodziły krzyki.
  - Co tu się dzieję?- zapytałam otwierając drzwi od strony kierowcy. Chłopaki odwrócili się w moją stronę.
  - Nic. - odparli chórem patrząc w stronę sąsiadki której bali się odkąd dowiedzieli się że usiadła na mojej czekoladzie. - Dzień dobry! - powiedział Izzy. Jedyny wychowany. Chrząknęłam. Reszta chłopaków zrozumiała o co chodzi i również przywitali się ze sąsiadką. Po 20 minutach drogi dojechaliśmy pod jej dom.
   -Dobry wieczór! - powiedziała staruszka i poszła w stronę domu. - Tylko proszę iść do siebie! - krzyknęłam. - Ej ona nazywa się Safanolopa? - zwróciłam się do Weroniki. - Tak.- odparła. Dziwne nazwisko. - Mieszkamy niedaleko.- odparłam. - My też.- powiedział Stradlin. - Na następnej ulicy. Po chwili byliśmy pod ich domem. - Chodźcie. - powiedział Duff. Weszliśmy do ich domu. Był bardzo skromnie urządzony na środku pokoju stała kanapa a na przeciwko niej telewizor. Z salonu można było przejść do kuchni. W przedpokoju były schody na górę gdzie zapewne znajdowały się ich pokoje. 
  - Cześć głąby! - Krzyknął Axl. - Witaj upośledzony człowieku.- po schodach zeszła dziewczyna którą znałam z gazet. Erin Rose.
  - Co już są a ja jeszcze od nich nie odpoczęłam. - rozległ się kobiecy głos z góry. - Tak Mandy jesteśmy. - krzyknął Slash. - Nie cieszysz się? - zapytał. - Bardo się cieszę. - powiedziała pani McKagan schodząc po schodach.  - Cześć dziewczyny to są Weronika i Wiktoria. - powiedział Duff. Przywitałyśmy się z nimi a one bardo miło nas przyjęły. - A gdzie Baśka? - zapytał Stradlin. - Na górze kąpie się. - odparła Erin. - Chodźmy do mnie.- powiedziała Mandy prowadząc nas na górę. Świetnie nam się ze sobą rozmawiało po jakimś czasie dołączyła do nas pani Stradlin. Była jakaś 22:47 gdy do drzwi ktoś pukał.
  - Kto to?! - Krzyknęła Brack. Tak pani Stradlin kazała do siebie mówić. - Nie wiem. otwórz! - krzyknął Rose. - Ty masz bliżej! 
  - Nie prawda! bo jestem w toalecie. - krzyknął. - Ale ten mój Axl kulturalny.- powiedziała Erin.- powiedział toaleta brawa dla niego.  - Pójdę otworzyć. - powiedziała Pani McKagan i zeszła na dół. Po kilku minutach nadal nie wracała na górę więc postanowiłyśmy zobaczyć co się stało. Gdy zeszłyśmy na dół usłyszałam znajomy mi głos. 
   - No ale u nas Mandy, kochanie jest popsuta telewizja i nie możemy oglądać.- Gdy zeszłam na dół zobaczyłam że był to Steven Tyler a obok niego siedział Joe Perry. - A co to za śliczna pani? - zapytał patrząc w moją stronę. - Jestem Wiktoria. - odparłam. - Steven. A to mój zacny kolega Joe. powiedział wskazując na Perry'ego. - Cześć. - powiedział Joe wyciągając w moim kierunku rękę. Uścisnęłam ją. Po czym usiadłam koło pani Rose na kanapie. W tym czasie Tyler i Perry witali się z Łysą. Po chwili skończyli i Steven usiadł koło mnie i zaczął rozmowę. - Jesteś dziewczyną eee....Slas...
  - Nie- nie pozwoliłam mu dokończyć. Tyler jakby się ucieszył ale starał się nie dać po sobie tego poznać. Niestety nie udało mu się. Potem wciągnął mnie w rozmowę zleciało nam jakieś 2 godziny i nie zauwarzyłam nawet kiedy dziewczyny nas zostawiły. Steven kontynuował temat ale przerwał nam Joe:
   - Głupku film się skończył. 
   - Co już? głupie filmy za krótkie są a był taki ciekawy...- odparł Tyler. -Przecież nie oglądałeś.-powiedział Perry. - Oglądałem.-sprzeczał się. - Tak? to o czym był?.-zapytał. - O takim facecie co eeee....  popełnił samobójstwo. - powiedział Steven klaszcząc w ręce jak małe dziecko gdy coś mu się uda. - Taki był koniec głupku, a co działo się w środku filmu? - Perry nie ustępował.  - Eee... - dołączyłam się .- No on trafił do więzienia za to czego nie zrobił.- powiedziałam. - I dlatego popełnił samobójstwo.- powiedział Tyler.
  - Nie pół-mózgi . - powiedział Joe. - No to jak to było? - zapytałam. - Było trzeba oglądać.- Powiedział Perry i wytknął mi język, - Steven musimy się zbierać. Wpadniemy jutro po Ciebie.- powiedział do mnie.
  - Ale po co? - zapytałam. - Pojedziesz do nas droga przyjaciółko. - powiedział Tyler i otworzył drzwi.          - Cześć!!!- wydarł się na cały dom i wyszli. No nic weszłam do pokoju w którym siedziały dziewczyny.
  - Czemu sobie poszłyście? - zapytałam. - Bo tak słodko razem wyglądaliście i nie chciałyśmy wam przeszkadzać.- odparła Weronika. - Wcale nie. - powiedziałam. Rozmawiałyśmy jeszcze jakieś pół godziny a potem poszliśmy spać.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz