środa, 26 lutego 2014

Rozdział III cz.I

Hejka ! No to dzisiaj powinny pojawić się dwa rozdziały mój i Weroniki ale nie wiem czy jej na pewno. A potem może uda mi się jeszcze jeden napisać ale to nie jest pewne  :)



WIKTORIA:




Rano obudziło mnie pukanie do drzwi. Zeszłam z łóżka, zaczęłam się rozglądać po pokoju w poszukiwaniu Weroniki ale ona chyba spała w drugim pokoju gościnnym. Nie wiem byłam wczoraj taka zmęczona że nawet nie pamiętam jak tu się znalazłam. Wyszłam z pokoju i zaczęłam kierować się w kierunku kuchni. Pukanie do drzwi nadal nie ustępowało. Gdy byłam na dole zobaczyłam Mandy siedzącą na krześle przy stole w kuchni.
  - Czemu nie otworzysz? - Zapytałam. - Bo nie chce a po za tym gdyby był to ktoś znajomy wszedłby bez pukania. - Odparła biorąc łyk kawy. Wzruszyłam tylko ramionami i zapytałam czy mogę z korzystać z łazienki. - No jasne że możesz. Po co się pytasz czuj się jak u siebie.- Weszłam do łazienki żeby wziąć prysznic. Po jakiś 10 minutach wyszłam i zobaczyłam że w pokoju na kanapie siedzą Slash i Duff a koło nich (UWAGA) panowie z Metallici.
  - O Wiktoria.- Powiedział Saul. -To Kirk, Lars, James i Cliff. - Chłopaki przywitali się ze mną po czym usiadłam koło nich na kanapie. - Gdzie się poznaliście? - Spytał James. - Na wczorajszym koncercie. - Odpowiedziałam. - Taa... Włamała się za kulisy razem z Weroniką i od razu się polubiliśmy.- Powiedział z uśmiechem Slash. - Z Weroniką?- zapytał Lars. - Z moją siostrą. Jeszcze śpi. - powiedziałam.- Duff gdzie ona w ogóle jest?-zwróciłam się szeptem do McKagan'a. - U Mandy. A ja spałem u Slash'a.- Odparł szeptem. - A gdzie Mandy? przed chwilą tu była.-zapytałam. - Kiedy zobaczyła że chłopaki przyszli poszła się ubrać. - Wyszeptał blondyn. Kirk zaczął rozmowę na temat jego nowej solówki i tak zleciało nam jakieś pół godziny, podczas którego oby dwoje gitarzyści kłócili się który jest lepszy. Jak małe dzieci. Po jakimś czasie zeszły do nas wszystkie dziewczyny łącznie z Łysą. - Cześć. Jestem Weronika. - przedstawiła się. Członkowie Metallici przywitali się z nią również. - Wiecie że na przeciwko was mają wprowadzić się Skid Row?- zapytał Cliff. - Co kiedy?- Spytał Hudson. - No dzisiaj.- Odparł basista Metallici. - O to będzie trzeba ich miło przywitać.- Powiedziała Erin. - No właśnie PIECZ CIASTO ERIN!!!.- Krzyknął Axl który schodził po schodach. - Sam upiecz!- odpowiedziała mu. - Co ty? chcesz ich potruć? - Zapytałam.
  - Masz racje nie chcieliby tu nigdy przyjść gdyby ta ruda małpa robiła to ciasto.-powiedziała pani Rose śmiejąc się. - Hahaha bardzo śmieszne.- powiedział Rose bijąc mnie po głowie poduszką. - Ej głąby musimy się zbierać.-powiedział James. - Już?- zapytała Brack.- Dopiero co przyszliście. - Tak ale jesteśmy umówieni na 11. Więc musimy już iść. Cześć.-Krzyknęli chórem i wyszli z domu.
  - No nic my też musimy się zbierać.- odparłam. - Co wy też? poczekajcie jeszcze trochę może aż Skid Row przyjadą. Co? - zapytał Rose. - Ehh no dobrze. - zgodziłam się. - Chodźcie musimy obudzić Izzy'ego i Steven'a.- powiedział Slash. Razem więc poszliśmy obudzić chłopaków. Zdziwiło nas to że spali w jednym pokoju na jednym łóżku przytuleni do siebie. - To dlatego Izzy'ego nie było w nocy. Zdradza mnie z Adler'em.- Powiedziała śmiejąc się pani Stradlin. - Głupki wstawać!- Krzyknął Axl a Slash i Duff zaczęli skakać po łóżku. - AAAAAAAAAA- krzyknął Stradlin gdy zobaczył że leży przytulony do Steven'a. - Co?...Hyyyyyyyyy Izzy co ty u mnie robisz?!- zapytał zaniepokojony Adler'ek. Wszyscy zaczęliśmy się z nich śmiać. Stradlin szybko wyskoczył z łóżka i uciekł do siebie a zszokowany Steven siedział i gapił się na nas. - Wstawaj bo już późno.- powiedziałam do blond pudla. - Aha.- pokiwał głową zapewne rozmyślając jakim cudem Izzy był u niego. Kiedy jakieś 10 minut później Adler doszedł do siebie zeszliśmy na śniadanie które zostało przygotowane przez wszystkie dziewczyny. - No Erin nie postarałaś się. - powiedział Axl kręcąc głową i śmiejąc się jednocześnie. - Ty lepiej jedz a nie marudzisz.- Odpowiedziała mu żona. - O zobaczcie dostaliśmy zaproszenie na jakąś imprezę. - powiedziała Mandy która była sprawdzić pocztę. - I co my też możemy iść? - zapytała Baśka. - No tak piszą tu że nasze głąby mogą zabrać kogo chcą.- powiedziała. - UUU to idziemy wszyscy. - powiedział Slash. - Wy też. - zwrócił się do nas. - Jesteś pewien że możemy? - zapytała Wera. - No jak założycie ładne sukienki to tak.- Mówił dalej Hudson. Wtedy przerwał nam krzyk:
   - AAAA KARTON MI SPADŁ NA GŁOWĘ!!!- od razu wszyscy podeszli do okien żeby sprawdzić co może wydawać takie dźwięki. - Ten krzyk był gorszy od krzyku Axl'a. - Powiedział Izzy. - To nie może być człowiek.- Jak się jednak okazało był to człowiek a nawet sam Sebastian Bach. - To już są?! a ja ciasta nie zdążyłam zrobić! - krzyknęła Erin i wpadła do kuchni. - No panowie trzeba zrobić dobre wrażenie.- Powiedział Duff. Wyszli z domu a za nimi ja. Skid Row zaczęli się wypakowywać ale Bach który panikował z powodu kartony przeszkodził im w tym. - No zobaczcie i jeszcze ptak na mnie kupę zrobił!!! - krzyczał dalej a ja parsknęłam śmiechem. Tym zwróciliśmy na siebie ich uwagę. - Cześć.-powiedział Stradlin wyciągając rękę w stronę Dave'a. - Cześć. Dave jestem.- przedstawił się chłopak. - Izzy.-odparł rytmiczny. My też okazaliśmy kulturę i przywitaliśmy się z nowymi sąsiadami Gunsów. Może chłopaki będą mieli jakiś normalnych sąsiadów bo mi to się nie poszczęściło. Ku pamięci wszystkich zgniecionych czekolad. Kiedy Sebastian nas zobaczył zaczął krzyczeć - AAAA ludzie . Aaaaaa Gunsi , Aaaaaaa dziewczyna nie może mnie zobaczyć z ptasią kupą na głowie.- i wbiegł do ich nowego domu. - Przepraszam za niego ale sami rozumiecie to Sebastian Bach. On uwielbia krzyczeć i panikować bez powodu.- powiedział Bolan. - Pomóc wam z rozpakowywaniem się? nic nie szkodzi my mamy takiego pewnego rudego osobnika który też uwielbia krzyczeć bez powodu.- Powiedział Izzy. - Jak Ci zaraz przywalę....- Zaczął Axl. - Widzisz mówiłem.- dopowiedział Stradlin. Nagle z domu wyszła Brack zapraszając chłopaków ze Skid Row na ciasto. - Tak szybko je zrobiłyście? - Zapytałam szeptem. - Nie. Erin uznała że nie zdążymy, więc zamówiłyśmy ciasto.- Odpowiedziała. Zauważyłam że przez ten cały czas Rachel gapił się na Baśkę. Stradlin też to zauważył i zmierzył basistę zabójczym wzrokiem.
   - Witajcie! - powiedziała Mandy gdy weszliśmy do domu. Wow jak oficjalnie. - Siadajcie zaraz podam ciasto.- mówiła dalej. Poszłam do kuchni po talerze. - To tak wy tu pracujecie nawet ciasta się nie chciało zrobić?-zapytałam śmiejąc się. - Taa... nie zdążyłybyśmy więc zamówiłyśmy. A ty co uciekłaś sobie i się jeszcze czepiasz. - powiedziała Weronika rzucając we mnie mąką. - Ej!- krzyknęłam i jej oddałam. -Dziewczyny spokój!-powiedziała Erin. Uspokoiłyśmy się natychmiast. Kiedy weszłam do pokoju usłyszałam kawałek dziwnej rozmowy Axl'a i Sebastiana. - ....Więc masz 1000000 szczotek do włosów a tu muszę Cię zaskoczyć ja mam 1000001. - Mówił uradowany Rose. - Axl ty umiesz do tylu liczyć?!-zapytałam ze śmiechem. -  W przeciwieństwie do Ciebie umiem. - odparł obrażony. - Ej też idziecie na tą imprezę na którą dostaliśmy dzisiaj zaproszenie?- zapytał Rob wyciągając zaproszenie z kieszeni. - Tak. Idziemy wszyscy.- Powiedział Adler. Po chwili Mandy przyniosła ciasto. Dziewczyny w końcu wróciły z kuchni. - I jak Axl smakuję Ci ciasto? Ja piekłam- zapytała z uśmiechem. - Nie. Tak jak wszystko co robisz jest dziwne i bez smaku.- odparł zadowolony Rose. - O będziemy musiały sklep zmienić.- Powiedziała Barbara.
  - Co?! - zapytał zdziwiony Axl. - Gówno. - powiedziała pani Rose i z uśmiechem odniosła swój talerz do kuchni. - Która godzina? - zapytał Scotti. - Eeeee... Erin mogłabyś wreszcie naprawić ten zegarek!-krzyknął Slash. - Ehh tak to jest jak się nie zna na zegarku.-odparłam.-13:48 a co? - Bo musimy iść jeśli chcemy zdążyć się wypakować i uszykować na imprezę.-powiedział Hill. - Co? przecież ciasto jeszcze nie zjedzone.Myślicie że ja je sama zjem?- zapytała pani McKagan. - Tak.- odparł Duff.-Tak jak to wcześniej i jeszcze wcześniej i tam to które znalazłaś w lodówce po tygodniu od jego upieczenia. I słychać w nocy jak Mandy wychodzi z pokoju, schodzi na dół po schodach przy tym wywalając się ,przychodzi i je zjada w łóżku a potem mówi że nakruszyłem. - Więc widzę że z zjedzeniem ciasta sobie poradzicie. To my musimy już iść.-powiedział Dave.
   -...Nie prawda to ja mam ładniejsze włosy od Ciebie ty...ty...eeee...Ruda małpo!...
   - Bach, ty pokrako wychodzimy!-krzyknął Sabo. Wszyscy zaczęliśmy się żegnać. Rachel chciał dać Baśce buzi w policzek ale dostał w łeb od Stradlin'a z beretu, a na do widzenia Izzy posłał mu zabójcze spojrzenie.
   - No dobra to my będziemy się też zbierać....-powiedziałam ale przerwał mi dzwonek do drzwi.                    - Otwórz.-Powiedział Adler. Podeszłam i otworzyłam drzwi. - Cześć!-krzyknął uradowany Tyler.- Wiktoria zbieraj się jedziemy.... Joe! uważaj tu jest słup...- powiedział Steven T. ale nic to nie pomogło bo Perry który szedł tyłem nie zauważył słupa i w niego przywalił. - Ała... Steven ty debilu czemu mi nie powiedziałeś że jest tutaj słup!- wydarł się na niego. - Joe głupku to nie moja wina że leziesz tyłem. To wina twoich rodziców, wiesz normalni ludzie chodzą... - Steven nie dokończył bo dostał w łeb od Perry'ego. Chyba mocno bo aż się skulił. - Przesadziłeś!- krzyknął i rzucił się na gitarzystę. - Ej! chłopaki.- krzyknęłam ale to nic nie dało. Nadal okładali się pięściami. W końcu Slash zareagował i ich rozdzielił. - Przestańcie!- krzyknął. Joe i Steven przestali się bić i chyba ale to chyba usłyszałam ciche "przepraszam" z ust Perry'ego. Tyler tylko się uśmiechnął zwycięsko i powiedział coś cicho do Perry'ego. Po czym znowu dostał w łeb ale już nie tak mocno. Weszli do domu.
    - Uuu Erin ciasto zrobiłaś. Daj trochę.-powiedział Steven. - Masz ale nie za dużo bo gruby będziesz i jak zjesz całe ciasto to Mandy nie będzie miała co jeść w nocy.- powiedziała pani Rose dając gościom po kawałku ciasta. McKagan'owa posłała jej zabójcze spojrzenie. - Mandy kochanie gdzie Weronika? - zapytał Adler. - Nie wiem poszła chyba do sklepu albo jest w łazience... nie wiem a co?-odpowiedziała bardzo pomocnie Mandy. - Nie, nic.-powiedział Steven.- Po prostu jej nie ma i zastanawiałem się gdzie jest.- Po chwili Tyler wstał z miejsca. - No dobra my musimy iść. Idziesz Wiciu?- zapytał. Wiciu? naprawdę czasem zastanawiam się czy ten człowiek dobrze się czuję. - Tak idę. - odpowiedziałam. Nagle usłyszeliśmy krzyk Axl'a - GDZIE MOJA SZCZOTKA. TO NA PEWNO BACH JĄ UKRADŁ!!!- Po chwili zbiegł na dół i wybiegł z domu.


AXL:



No normalnie nie wytrzymam. Wchodzę na górę do swojego pokoju w celu uczesania moich pięknych, długich, ślicznych, rudych, jakże boskich włosów a tu nie ma mojej ulubionej szczotki. Jestem pewien że Sebastian mi ją zabrał żeby uczesać te swoje brzydkie włosy, Bo chce mieć takie jak ja. Nie rozumiem ludzi którzy mówią że on ma ładniejsze włosy ode mnie FOCH. No zbiegłem na dół, przez tą sekundę zdążyłem zobaczyć zdziwione miny moich przyjaciół. O co im chodzi? Przecież to normalne że wybiegam z domu krzycząc "ODDAWAJ MOJĄ SZCZOTKĘ DO WŁOSÓW" Biegłem sobie przez ulicę, ale mały ruch dzisiaj. Jaki dzisiaj w ogóle dzień? Piątek? chyba tak. Wpadłem do domu Skid Row i z zaskoczeniem stwierdzam że już się rozpakowali przecież przed chwilą od nas wyszli.
   - Sebastian wiem że masz moją ulubioną szczotkę do włosów!!!-krzyknąłem ale zamiast jakiegoś członka Skid Row ujrzałem panią Hannę, naszą sąsiadkę i w tym momencie zrozumiałem że pomyliłem domy. Oni mieszkają przecież na przeciwko a nie obok. Sam sobie przywaliłem w łeb powiedziałem "przepraszam" i wyszedłem z domu. Tym razem już się nie pomyliłem i wpadłem do domu Skid Row. - Sebastian!
  - Hmm? - odpowiedział mi Bach. - Oddawaj moją szczotkę do włosów! - powiedziałem. - Ale ja jej nie mam.- odpowiedział czesząc... Co!? kucyka!? - Przecież wiem że masz.- mówiłem ale już mniej pewnie to wszystko przez tego kucyka. Skąd on go ma? Dowiem się zaraz i powiem chłopakom żeby mi też takiego kupili. - Nie mam przecież gdy byłem u Ciebie nie ruszałem się z salonu a teraz nigdzie nie wychodziłem.-odparł spokojnie nadal czesząc grzywę kucyka. - No może... eee skąd masz tego kucyka.-zapytałem. - Nie wiem.- wzruszył ramionami. - Stał pod naszym domem jak wróciliśmy od was. - Aha no nic... przepraszam-cicho powiedziałem. - Co?- zapytał Bach. - Gówno. Cześć wychodzę.-powiedziałem i wyszedłem z domu.
 - Axl gdzie byłeś? - zapytała Wiktoria gdy wszedłem do naszego domu. - Nigdzie. - powiedziałem siadając na kanapie obok Erin. - Tak? - zapytała moja żona. Oh jak to fajnie brzmi moja żona, MOJA ŻONA...-To czemu krzyczałeś coś o szczotce do włosów? - dalej denerwująco pytała. - No właśnie widziałaś gdzieś moją ulubioną szczotkę?- Spytałem. - Tak na górze w naszym pokoju, w szafce w łazience.-powiedziała. To tam była a ja się fatygowałem do Bach'a. W ogóle nie potrzebnie. - Izzy kup mi kucyka.-powiedziałem do bereciarza. A on zakrztusił się wodą którą pił. - Co?! - No chce Kucyka.- odpowiedziałem. -Nie widzę w tym nic dziwnego. - Miałem już tak Steven poprosił mnie raz o jednorożca spełniającego życzenia...-Perry nie mógł skończyć bo Tyler przywalił mu w łeb. - My już pójdziemy.- dodał Steven T.


WIKTORIA:


 Wstałam z kanapy, pożegnałam się z Gunsami i ich żonami, No i oczywiście z Weroniką. Po czym razem ze Steven'em i Joe opuściliśmy dom. 
   - Ja prowadzę!- Krzyknął Tyler wyprzedzając Perry'ego. - Zawieźcie mnie do domu. Chciałabym się przebrać.- powiedziałam. - Dobra tylko gdzie mieszkasz?- zapytał Joe. - Nie daleko pokażę wam.- Tak o to odjechaliśmy z pod domu Gunsów. Przez całą drogę kłóciłam się z chłopakami w sumie to o nic. Po chwili Steven zapytał o co się w ogóle kłócimy. Spojrzeliśmy na siebie i zaczęliśmy się śmiać. - To tutaj mieszkam. - powiedziałam. - Chodźcie.- Wyszłam z samochodu. - Wiesz ale my mamy tak patrzeć jak się przebierasz?- zapytał Steven z uśmieszkiem. - Nie. Będziecie siedzieć w salonie a jak któryś właduje mi się do łazienki to w pokoju na łóżku mam młotek.- Odpowiedziałam uśmiechając się. - Bardo fajnie a powiesz mi gdzie ten pokój bo mi się ten młotek przyda.-powiedział Joe patrząc na Tyler'a. - Ja sobie i tak z tobą poradzę nawet jak będziesz mieć młotek.-odparł Steven patrząc Perry'emu groźnie w oczy. Otworzyłam drzwi i weszłam do domu. Ale tu bałagan. Moje rzeczy walają się po całym domu : spodnie, bluzki, skarpety, sukienki ...przecież ja nie noszę sukienek, gacie... Co!? - Czekajcie!- krzyknęłam do chłopaków i tak po prostu wywaliłam ich za drzwi. - Ale... - Zdążył powiedzieć Tyler. Szybko posprzątałam to znaczy walnęłam wszystko do szafy na górze. - Już!-odpowiedziałam i otworzyłam im drzwi. - Szybko posprzątałaś.- Powiedział Joe wchodząc do środka. - Masz coś do jedzenia?- zapytał Steven. - Przecież żarłeś u Gunsów. Ile ty tam mieścisz? W lodówce powinno coś być.-powiedziałam idąc do swojego pokoju. - Idę się przebrać. - W odpowiedzi usłyszałam tylko yhy Małpy która grzebała mi w lodówce. No to co ja na siebie założę? Ja i moje poważne problemy ahh... Wyjęłam z szafki bluzkę z Led Zeppelin i czarne rurki. Weszłam do łazienki. Kiedy się ubrałam związałam włosy w kitkę i zeszłam do chłopaków. Zastałam Joe oglądającego telewizję i Steven'a jedzącego kiełbasę za którą nie przepadałam, ktoś w końcu opróżni z niej lodówkę. Usiadłam na krześle w kuchni a miałam stąd bardzo dobry widok na salon w którym byli chłopacy. Mogłam zaobserwować scenę jak to Tyler z kiełbasą w ryju ogląda telewizję, zastygł w takiej pozycji na kilka minut. Nie mogłam się powstrzymać i parsknęłam śmiechem. Steven od razu zwrócił się w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy. 
  - Śmiesznie wyglądasz.- Powiedziałam. - Jak tam do Ciebie pójdę to ty będziesz śmiesznie wyglądać. - powiedział. - Grozisz mi? - Zapytałam. - Tak.- odparł i już szedł w moją stronę ale zatrzymało go lustro.
   - Prawda że jestem przystojny? - zapytał. - NIE!- usłyszeliśmy krzyk Joe. - Zgadzam się z nim i jeszcze teraz będziesz śmierdzieć kiełbasą.-powiedziałam. - Wiesz co ty też zaraz będziesz śmierdzieć kiełbasą.-powiedział. Podszedł do mnie i przytulił się. Nagle odwrócił twarz w moją stronę i stykneliśmy się nosami. 
   - Steven idź śmierdzisz kiełbasą.- powiedziałam a on odsunął się ode mnie. - No to co głupki jedziemy? - zapytał się nas Perry. Wchodząc do kuchni. - Tak.- powiedziałam. - Joe jedziemy do mnie muszę się wykąpać, bo podobno śmierdzę kiełbasą.- powiedział Tyler. - Nie podobno tylko na pewno. - odparł gitarzysta. Wyszliśmy z domu była wtedy jakaś 14:56. Wsiedliśmy do samochodu a ja nie mogłam przestać myśleć o tym co zdarzyło się kuchni i nie mam na myśli Steven'a jedzącego kiełbasę tylko ten moment w którym prawie się pocałowaliśmy. Z resztą nie ważne to było przypadkowo. Patrzyłam teraz przez okno i nagle zauważyłam gazetkę z Lidla między siedzeniami. Wzięłam ją i zaczęłam przeglądać. TYTYTY czekolada -20 procent. - Joe czy możemy jechać do Lidla? -zapytałam. - Możemy a co?   - Aaa muszę zrobić zakupy.Duże.-odpowiedziałam. - Co kupujesz?- zapytał Tyler. - Czekoladę.-odparłam z uśmiechem.- Na ostatniej usiadła mi sąsiadka. -Sąsiadka Ci na czekoladzie usiadła?- Steven zaczął się śmiać. Jakieś pół godziny później byliśmy pod Lidlem. - To ja idę pogadać z kasjerkami a wy róbcie zakupy.-powiedział Tyler i z uśmiechem oddalił się w stronę kas. - Joe głupku koszyk weź.-powiedziałam do przyjaciela który oglądał się za moją koleżanką ze starej szkoły. Walnęłam go w łeb. - Zachowuj się. Ma męża...Cześć- Pierwszą częścią mojej wypowiedzi z wróciłam się do gitarzysty a drugą do koleżanki. - Skąd ją znasz i wiesz że ma męża?-zapytał Perry. - Bo chodziłam z nią do szkoły.-Odpowiedziałam. - To ile ty masz lat? -znów zapytał. - Kobiety się o wiek nie pyta. - odparłam. - No właśnie się dlatego Ciebie pytam bo mogę.- powiedział uśmiechając się do mnie. - Mam 20 lat.-odpowiedziałam i wzrokiem powędrowałam po półkach...JEST. Podeszłam do półki z czekoladą i wzięłam tylko orzechowe. - Jaki lubisz smak? - zapytałam Joe. - Orzechową.   - To dobrze bo wzięłam tylko taką. - To wszystko? to po co ja brałem koszyk.-powiedział zrezygnowany. - Ty chyba nie wiesz ile tej czekolady wezmę.-powiedziałam i się uśmiechnęłam. No w końcu mogliśmy iść z koszykiem obładowanym czekoladą orzechowa. Wzięłam prawie wszystkie.
   - Gdzie Steven? - zapytałam. - Przy kasie bajeruję pewnie jakąś kasjerkę.-odparł Perry. Gdy doszliśmy do kasy nigdzie go nie widzieliśmy. Zapłaciłam za czekoladę i wyszliśmy ze sklepu. Już znalazłam Tyler'a stał oparty o samochód i czekał na nas. -Czemu wróciłeś?-zapytał gitarzysta. -Nie ma tu ładnych kasjerek więc nie opłaca się tu przychodzić.-powiedział i wszedł do samochodu. - Teraz gdzie?- zapytał nasz kierowca. - Do mnie muszę się wykąpać.-powiedział Steven. Pół godziny później byliśmy pod domem wokalisty Aerosmith. Weszliśmy. - Ja idę się wykąpać i zaraz wracam.- powiedział Tyler i już go nie było. - Też idziecie na tą imprezę czy coś?- zapytałam Joe. - Tak. A ty?  - Idę, Weronika też. - odpowiedziałam. -A jako czyja partnerka tam idziesz. - zapytał. - Idę tam sama to znaczy z wami. -odpowiedziałam. Perry włączył telewizor. - A no tak przecież jest popsuty.- przypomniał sobie. - Włączę jakiś film poczekaj.-powiedział i wstał z kanapy. Zaczął szukać filmu w szufladzie. Po jakiś 20 minutach znalazł film i go włączył. 5 minut później mogliśmy z Joe podziwiać Steven'a w ręczniku. 
  -Debilu nie widziałeś mojej koszulki? - zapytał. - Zgaduję że jest u Ciebie w pokoju.-powiedział Perry. Tyler zniknął w pokoju obok po 10 minutach wrócił już ubrany. Usiadł koło mnie. - I co już nie śmierdzę kiełbasą? - zapytał się mnie. Zbliżyłam się do niego i powąchałam. - Nie. Już nie.- odpowiedziałam i wstałam po czekoladę. Wróciłam z nią i usiadłam na kanapie pomiędzy chłopakami. Oparłam głowę o ramię Joe a on zapytał. -Dasz trochę?- od razu dałam mu tabliczkę czekolady. Na oglądanie filmu zleciała nam jakaś godzina. - Ten film był głupi skąd ja go w ogóle mam?- zapytał Steven który leżał na moich nogach. - Która godzina?-zapytałam. - 17:18 a co? - zapytał Perry. - Bo muszę się już zbierać. Ta cała impreza jest przecież o 20:00. Muszę już iść. Bo przed pójściem do Gunsów do domu muszę jeszcze wstąpić po ciuchy.-powiedziałam. - Odwiozę Cię.-powiedział Tyler. Razem wyszliśmy z domu.
   - Gdzie najpierw?-zapytał.
   - Do mojego domu.- Całą drogę gadaliśmy o tej imprezie kto może na nią przyjść? albo ile będzie trwać? Pół godziny później byliśmy pod moim domem. - Poczekaj tu na mnie ja zaraz wracam.-powiedziałam i wyszłam z samochodu. 10 minut zajęło mi wybieranie sukienki zeszłam już na dół i miałam wychodzić gdy nagle na kanapie zobaczyłam JĄ tą zabójczynie czekolady.
   - Co pani tutaj robi?!
   -Przyszłam was odwiedzić.-odpowiedziała wesoło staruszka.
   - Ale ja już wychodzę i będę musiała panią wyrzucić. - powiedziałam wkładając sukienkę do torby.
   - No dobrze przyjdę jutro.- powiedziała i wyszła...przez okno. Lepiej je zamknę. - Już jestem! - powiedziałam wchodząc do samochodu. Kilka minut później byliśmy u Gunsów. Steven spojrzał na mnie.
   - Wiesz co? kupię sobie fontannę z czekoladą.-powiedział
   - Po co Ci?- zapytałam
   - Żebyś do mnie częściej przychodziła.-odparł i się uśmiechnął.
   - Muszę już iść. Nawet jeśli nie kupisz sobie tej fontanny i tak będziesz miał mnie na głowie.-Odpowiedziałam całując go na do widzenia w policzek. - Cześć.-powiedziałam. - Cześć.- Odparł z uśmiechem. Wyszłam z samochodu i zaczęłam kierować się w stronę domu Gunsów. Kiedy byłam już pod drzwiami usłyszałam krzyk z domu Skid Row:
    -NIEEEEE!!!- Wzruszyłam tylko ramionami i weszłam do domu.

...........................................................................................................
 Jeśli ktoś czyta to niech skomentuje bo nie wiem czy mam dalej pisać.
 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz